W ostatnim czasie zaczęłam odczuwać pewną niechęć do kryminałów, która spowodowana była prawdopodobnie tym, że już od ponad miesiąca nie mogę przebrnąć przez osławione "Sześć cztery". Dlatego kiedy sięgałam po "Mayday" Grzegorza Brudnika byłam pełna obaw, tym bardziej że jego akcja po części rozgrywa się w Japonii, podobnie jak we wspomnianej wcześniej książce. Jednak już po przeczytaniu kilku pierwszych stron miałam pewność, że trzymam w rękach fenomenalną powieść! Grzegorz Brudnik ląduje na mojej półce ulubionych autorów obok Wojciecha Chmielarza, Remigiusza Mroza i Maxa Czornyja. Chcecie się dowiedzieć za co pokochałam tego debiutującego pisarza? Zapraszam do przeczytania poniższej recenzji.
"To jest GB91. (...) Dziś o godzinie czwartej po południu czasu lokalnego, to jest o drugiej nad ranem w Waszyngtonie, nad Pacyfikiem w japońskiej strefie kontroli, około tysiąca dwustu kilometrów od Honsiu, doszło do zderzenia dwóch tego typu maszyn. Lot Nippon 1111 z Sydney do Tokio i lot Nippon 1212 z Tokio do Sydney. Będziecie ustalać, jak to się mogło stać. Za kilka godzin rozpęta się piekło i każdy z nas dobitnie to odczuje. Mamy do czynienia z największą katastrofą lotniczą w historii ludzkości. Sześćset dwadzieścia jeden ofiar. Prawdopodobnie, bo tyle osób było na pokładzie, a akcja ratunkowa leży i kwiczy, ponieważ skośni nie potrafią nawet zlokalizować wraków. W każdym razie jest gorzej niż na Teneryfie, więc cały świat będzie od nas żądać odpowiedzi. A my je światu damy. Będziemy pracować non stop, dopóki nie ustalimy, co się wydarzyło. Może się okazać, że nie wrócicie do domu przez kilka miesięcy. Czy to jasne?"
U wybrzeży Japonii dochodzi do największej w historii katastrofy lotniczej - w powietrzu zderzają się dwa największe samoloty pasażerskie świata. W jej wyniku ginie 621 osób, a wraki wydają się być niemożliwe do zlokalizowania. Amerykańska Narodowa Rada Bezpieczeństwa Transportu wysyła na miejsce swój najlepszy zespół śledczych. Jednak nawet to nie pomoże w obliczu sytuacji, która ich spotyka. Od samego początku natrafiają na przeszkody, jak choćby to, że Japończycy nie chcą wpuścić ekipy na teren swojego kraju, zaś tajemniczy sabotażysta nie cofnie się przed niczym, by uniemożliwić im odkrycie prawdy. Kierowany przemożną chęcią rozwiązania zagadki szef zespołu, główny śledczy Scottie Jordan, ściąga na miejsce polskiego inżyniera - Aleksandra Galla. Mężczyzna kilka lat wcześniej stracił w katastrofie lotniczej żonę i córkę i od tego czasu zajmuje się badaniem przyczyn przeróżnych katastrof. Jest w tym niesamowicie skuteczny, dlatego też dzięki jego pomocy zespół zaczyna zbliżać się do prawdy. To właśnie wtedy rozpoczyna się gra, której stawką jest życie wielu osób, jednak Aleksander Gall jest upartym i pewnym siebie zawodnikiem, który nie ma zamiaru uciekać. Wkrótce sami już nie wiemy, kto jest myśliwym, a kto ofiarą, jednak w tym właśnie tkwi urok całej powieści.
"Wraz z nią na pokładzie znajdowała się cała armia ludzi. Pauline nie miała pojęcia, że to będzie tak liczna wycieczka. Kilkunastu mechaników i metalurgów, piloci, kadłubowcy, systemowcy, silnikowcy, elektrycy, elektronicy, specjaliści od meteorologii, kontroli lotów, prawa lotniczego i kto tam żyw jeszcze."
"Mayday" to książka nie tylko o największej w historii katastrofie lotniczej, ale w głównej mierze o międzynarodowym spisku, który jej dotyczy, i szaleńczym wyścigu o poznanie prawdy. Jestem pod ogromnym wrażeniem twórczości Grzegorza Brudnika, debiutującego polskiego pisarza. Wręcz nie do uwierzenia wydaje się, że to pierwsza powieść autora. Czytając ją ma się wrażenie, że oto mamy przed sobą książkę napisaną przez starego wygę, doświadczonego w sztuce pisarskiej. Co dla mnie szczególnie ważne, w książce pełno jest wysmakowanego poczucia humoru. Panie Grzegorzu, jeśli zaczął Pan tak dobrze, aż boję się, co będzie dalej!
Poszukując odpowiedzi na rodzące się w trakcie śledztwa pytania autor przenosi nas w głuche ostępy Appalachów, podejrzane dzielnice Waszyngtonu i Atlanty oraz zagubione na Pacyfiku, targane tajfunem japońskie wysepki. To jeden z aspektów tej powieści, który niebywale mnie zaskoczył. Nasz chłopak, polski autor, opisuje te odległe miejsca w tak brawurowy i wiarygodny sposób, jakby spędził tam całe życie.
Kiedy czyta się książki okazjonalnie, wymagania co do lektury mogą nie być zbyt wysokie. Jednak kiedy czyta się dużo, zna się dobrze rynek wydawniczy i jest się na bieżąco z nowościami książkowymi te wymagania rosną. Dlatego kiedy pojawia się autor taki jak Grzegorz Brudnik zwyczajnie nie da się poskromić radości z faktu, że oto mamy przed sobą gościa, który przełamuje stereotypy i wybija się ponad to, co już znane. W dodatku pisze w sposób logiczny, spójny i przemyślany. Jakościowa strona powieści jest nieoceniona, widać, że autor włożył mnóstwo pracy i czasu w zdobycie informacji, uporządkowanie ich i nadanie sensu całej historii. Jego wiedza na temat katastrof lotniczych, budowy maszyn i całej technicznej strony jest przeogromna i robi wrażenie.
Od pierwszej do ostatniej strony książka trzyma w napięciu, nie pozwala złapać oddechu i pędzi na złamanie karku. Zaczyna się od zderzenia samolotów, a potem robi się jeszcze ciekawiej. Poznajemy coraz więcej bohaterów, z których każdy odgrywa ogromną rolę. I mimo tego, że postaci jest cała gama, z pewnością nie pogubimy się w ich znaczeniu dla sprawy. To moje kolejne zaskoczenie - z reguły w książkach, w których pojawia się zbyt dużo bohaterów, łatwo zgubić wątek i koszmarnie się poplątać. Tutaj jest odwrotnie - każda z nowych postaci rozjaśnia zagadkę, wprowadza nowe wątki, co jednak najważniejsze, każda z nich jest charakterystyczna i zapadająca w pamięć.
Jednak najważniejszą, główną postacią tej powieści jest Aleksander Gall. Na takiego bohatera długo czekałam. To twardy, pozbawiony uczuć mężczyzna, który w każdej sytuacji potrafi zachować zimną krew. Jest niezwykle inteligentny, błyskotliwy i bystry. Jego cechy charakterystyczne to także upartość w dążeniu do celu, ambicja i zawziętość. Można by powiedzieć, że jest niezniszczalny - z każdej trudnej sytuacji udaje mu się wyjść cało, w głównej mierze dzięki rewelacyjnym umiejętnościom walki. To zdecydowanie typ bohatera, którego na długo polubię - czarny charakter z wielkim rozumiem. Wreszcie znalazłam postać, którą śmiało mogę porównać do Wiktora Forsta. Uwielbiam ich obu, są tacy... dzicy i nieokiełznani!
"Pierwszy dzień na morzu naprawdę wiele ją kosztował, ale postanowiła robić dobrą minę do złej gry. Ostatecznie starzy marynarze powtarzają, że ten, kto za pierwszym razem nie przeżyje choćby choroby morskiej, to ani chyba ma coś nie tak z błędnikiem. I nigdy nie wiadomo, kiedy mu coś odbije."
Na okładce możemy przeczytać: "Ta książka jest jak film". Nie sposób nie zgodzić się z tym stwierdzeniem. Na dwa dni po skończonej lekturze dalej mam w głowie obrazy, które zrodziły się w trakcie czytania. Bez najmniejszego problemu byłam w stanie wyobrazić sobie zarówno zderzenie samolotów, zatonięcie statku, płonący dom, nocny rajd po ciemnym lesie, tajną kwaterę poszukiwanego terrorysty czy ucieczkę przez pustynię. Tak, tak - w tej książce naprawdę dzieje się mnóstwo rzeczy!
"Mayday" to książka, przez którą już nigdy nie spojrzycie obojętnie na wiadomości ze świata dotyczące ataków terrorystycznych. Od momentu jej przeczytania zawsze, ale to zawsze - gwarantuję, wszędzie będziecie wietrzyć spisek. I choć to jedynie fikcja literacka, to jednak nie trudno wyobrazić sobie, że coś takiego mogłoby się wydarzyć naprawdę. Żyjemy w świecie, w którym nic już nie jest w stanie nas zaskoczyć, dlatego chyba łatwiej uwierzyć mi w wersję wydarzeń przedstawioną w książce niż w obłudne i ociekające kłamstwem wiadomości podawane przez serwisy informacyjne.
Mogłabym w nieskończoność rozpisywać się nad wspaniałością tej powieści. Ale nie zrobię tego, by nie odbierać Wam przyjemności z lektury. Na koniec napiszę jeszcze jedno - ta książka to najlepszy thriller, jaki ostatnio wpadł mi w ręce. Było oczywiście również "Żmijowisko" Wojciecha Chmielarza, ale tych dwóch książek nie można ze sobą porównywać, ze względu na totalnie różną tematykę. Jednak jeśli jesteście po lekturze wspomnianej powieści pana Wojtka, mogę Wam zagwarantować - sięgając po "Mayday" z pewnością nie będziecie rozczarowani.
Z ogromną ulgą chcę Was również poinformować, że w przygotowaniu jest już drugi tom przygód Aleksandra Galla, pod tytułem "Fracht". Ja już nie mogę się doczekać!
"Venom lubił zabijać. Jednak gdyby ktoś go o to zapytał, zaprzeczyłby. Doskonale zdawał sobie sprawę, że ludzie nie lubią zabójców. Mają ich za psycholi. A on nie był psycholem. Był zwykły. Normalny. Może jego praca była nietypowa, ale ludzi wykonujących nietypowe prace nie brakuje na świecie. Są przecież tacy, co testują zapach końskiego gówna, bo ponoć można coś tam z niego wyrabiać. Na tle tego typu specjalistów Venom nie czuł się szczególnie spaczony."
Za możliwość przeczytania książki przeogromnie dziękuję portalowi Czytam Pierwszy.
Ja raczej stronię od kryminałów, ale jeśli zdarza się jakiś bardzo dobry to od razu mam ochotę po niego sięgać! :D A "Mayday" brzmi bardzo ciekawie :)
OdpowiedzUsuńZapraszam do siebie: http://zagubionapomiedzywersami.blogspot.com/