"Świąteczny kłopot Zosi" - opowiadanie niespodzianka mojego autorstwa!

Kochani! Przed nami święta Bożego Narodzenia - radosny czas spędzony w gronie najbliższych. Dlatego już dziś chciałabym życzyć Wam świąt prawdziwie świątecznych, ciepłych w sercu, zimowych na zewnątrz, jaśniejących pierwszą gwiazdką. Niech z nut świątecznych zapachów powstanie najpiękniejsza kolęda i czarem swej melodii spełni Wasze marzenia. Dla czytelników mojego bloga mam maleńki świąteczny prezent - opowiadanie mojego autorstwa. To bardziej świąteczna bajka dla dzieci, ale jestem ciekawa Waszych opinii. Zostawiam Was zatem ze "Świątecznym kłopotem Zosi" i życzę przyjemnej lektury i zaczytanych świąt!


ŚWIĄTECZNY KŁOPOT ZOSI

            W małym domku na skraju lasu trwały przygotowania do zbliżających się wielkimi krokami świąt Bożego Narodzenia. Mama przeprowadzała wielkie sprzątanie. Nawet tata został zaangażowany do pomocy – musiał trzepać dywany i myć okna. Świąteczne piosenki płynęły z głośników, a wszyscy w doskonałych nastrojach oddawali się swoim obowiązkom. Tylko sześcioletnia Zosia z ponurą miną porządkowała swoją półkę z książkami. Od kilku dni jej myśli zaprzątał wielki problem. Wszyscy dookoła rozmawiali o prezentach – dzieci w przedszkolu, mama z tatą, nawet jej najlepsza przyjaciółka Ala – każdy z nich planował, jakie upominki wręczy swoim najbliższym. A Zosia kilka dni temu wydała całe swoje oszczędności na wymarzoną grę planszową.
- Skąd wezmę pieniądze na prezenty skoro moja skarbonka świeci pustkami? – rozmyślała dziewczynka.
Postanowiła porozmawiać na ten temat z mamą. Znalazła ją w kuchni, gdzie ta właśnie zajmowała się przygotowaniem przepysznej masy do ciasta, niesłychanie skomplikowanej w wykonaniu.
- Mamo, chciałabym o czymś z Tobą porozmawiać… - niepewnie zaczęła Zosia.
- Skarbie, czy mogłabyś przyjść z tą sprawą za pół godziny? Teraz muszę się skoncentrować na przygotowaniu masy do ciasta – powiedziała mama. Pamiętasz co się stało, kiedy ostatnio ją robiłam? Zapomniałam dodać cukier i ciasto się nie udało. Proszę, pozwól mi teraz spokojnie pracować.
            Zrezygnowana Zosia spuściła głowę i wyszła z kuchni. Pomyślała, że może tata okaże się lepszym doradcą. Obeszła cały dom, ale znalazła go dopiero w piwnicy. Właśnie rozkręcał odkurzacz.
- Tato… Mama nie ma czasu, więc pomyślałam, że może Ty mógłbyś pomóc mi rozwiązać mój problem. – powiedziała Zosia.
- Aniołku, pomogę Ci z każdym problemem tego świata! Ale nie w tej chwili. Twoja mama tak zawzięcie sprzątała, że popsuła odkurzacz – odpowiedział rozzłoszczony tata. Myślę nad tym już od pół godziny i nie mogę znaleźć przyczyny tej usterki. Jak tylko skończę od razu przyjdę i z pewnością wspólnie uporamy się z Twoim zmartwieniem – dodał na pocieszenie.
            Oburzona Zosia wróciła na górę i zamknęła się w swoim pokoju. Rodzice wcale nie przejęli się jej problemem! Leżała na łóżku wpatrując się w sufit i próbując wymyślić jak wybrnąć z trudnej sytuacji. Nagle usłyszała cichutkie pukanie. Pomyślała, że to pewnie odgłosy z piwnicy, gdzie tata zmaga się z odkurzaczem. Po chwili jednak usłyszała je po raz kolejny, tym razem głośniejsze i dużo wyraźniejsze. Zupełnie jakby ktoś pukał w szybę. Nieśmiało odsunęła zasłonkę i… Nie mogła uwierzyć własnym oczom! Za oknem padał gęsty, puszysty śnieg. Całe podwórko pokrywał już śnieżny puch, a na parapecie jej okna siedział malutki elf, ubrany w zielony kubraczek, czerwone spodnie, zielone buty i czerwoną czapeczkę.
- Dobry wieczór, Zosiu – powiedział tajemniczy przybysz kiedy dziewczynka lekko uchyliła okno. Dowiedziałem się od Świętego Mikołaja, że masz wielki problem. Przybyłem, aby pomóc Ci go rozwiązać. Święty Mikołaj sam chętnie by Cię odwiedził, ale Pani Mikołajowa zagoniła go do świątecznych porządków i biedaczek nie może wyrwać się z domu. Bardzo zmartwił się, że jesteś smutna przed świętami. Opowiedz mi więc, co takiego Ci się przytrafiło? Ale wcześniej, bardzo proszę – wpuść mnie do środka, bo strasznie zmarzłem.
            Zaskoczona dziewczynka szeroko otworzyła okno i wpuściła gościa do swojego pokoju. Ten otrzepał się z płatków śniegu, które nagromadziły się na jego ubraniu i wygodnie rozsiadł się w fotelu.
- Czy pan… czy pan jest prawdziwym… - zdezorientowana Zosia nie potrafiła poskładać słów w składne zdanie.
- Jestem elfem, jednym z wielu małych pomocników Świętego Mikołaja – odpowiedział sympatyczny stworek. Zajmuje się pakowaniem prezentów i ładowaniem ich na sanie Mikołaja, ale zdarzają mi się też poważniejsze zlecenia. Kiedy na specjalnym komputerze zapala się czerwona lampka oznacza to, że gdzieś na świecie znajduje się dziecko, które jest bardzo smutne. Dziś ta lampka wskazała nam Twój adres, Zosiu. Zdradź mi więc, proszę, co jest przyczyną Twoich zmartwień.
- Widzi pan, bo… - zaczęła dziewczynka.
- Mam na imię Staś – przerwał jej elf. Proszę, mów mi po imieniu.
- Bo widzisz, Stasiu… Już za kilka dni są święta i ja bardzo chciałabym wręczyć prezenty całej mojej rodzinie. To takie przyjemne uczucie dostać od kogoś prezent! – opowiadała rozentuzjazmowana Zosia. Niestety, przedwczoraj wydałam całe swoje oszczędności na wymarzoną grę planszową. W niej co prawda da się zarabiać pieniądze, niestety nie są one prawdziwe – dziewczynka spochmurniała. Każdego roku rodzice i dziadkowie obdarowują mnie pięknymi prezentami, a kiedy ja także chciałabym wręczyć im upominki na mojej drodze pojawiają się same kłopoty. Co mam zrobić, Stasiu?
- Wygląda na to, że sprawa faktycznie jest poważna – odpowiedział zamyślony elf. Ale nie przejmuj się, elfy potrafią poradzić sobie z każdym problemem. Bierzemy się do pracy! – uśmiechnięty Staś zerwał się z fotela i zaczął rozglądać po pokoju. Przyda nam się wszystko, co tylko mamy pod ręką. Dużo papieru, kredki, farby, klej, plastelina – szukaj moja mała pomocnico, szkoda czasu! – poganiał rozentuzjazmowany elf.
            Praca nad upominkami dla najbliższych trwała cały wieczór. Rodzice zajęci porządkami tylko raz zajrzeli do pokoju Zosi, ale kiedy zorientowali się jak bardzo dziewczynka jest pochłonięta własną twórczością cichutko zamknęli za sobą drzwi i postanowili nie przeszkadzać. Oczywiście żadne z nich nie zobaczyło wesołego elfa, który jak gdyby nigdy nic siedział sobie na dywanie i obserwował poczynania dziewczynki, dopingując ją do dalszego działania.
- Nie do wiary, mam już prezenty dla całej rodziny! – krzyknęła szczęśliwa Zosia po zakończeniu pracy. Ilustrowana książeczka dla mamy, która uwielbia czytać, rybka z tektury i pestek dyni dla taty, który jest zapalonym wędkarzem, a dla dziadków bombki z odciskiem rączki pomalowanej farbą, choinki z papieru i pierniczki, które upiekłam razem z mamą, zapakowane w samodzielnie wykonane papierowe torebeczki. To nie do wiary, Stasiu! Jak udało nam się zrobić to wszystko? – zapytała podekscytowana dziewczynka.
- Nie nam, Zosiu. To ty sama przygotowałaś te wspaniałe prezenty, ja tylko siedziałem z boku i doradzałem ci, co możesz zrobić – odpowiedział elf. Nie ma w tym żadnej mojej zasługi. Sama najlepiej wiedziałaś, co sprawi radość twoim bliskim. Bardzo dobrze znasz każdego członka swojej rodziny i wiesz, co może go uszczęśliwić. Moje zadanie dobiegło końca, nie jestem już tu dłużej potrzebny. Lecę pomagać innym dzieciom – powiedział Staś i zaczął zakładać swój zielony kubraczek. Ale pamiętaj o jednym, Zosiu – dodał. Na prezent można wydać mnóstwo pieniędzy, z pewnością będzie to piękna, imponująca rzecz. Ale najważniejsze jest to, żeby podarunek płynął prosto z serca. Wtedy nawet najzwyklejsza laurka może okazać się najlepszym darem.
            Kiedy Zosia podniosła wzrok znad stosu kolorowych paczuszek nie dostrzegła już uśmiechniętego elfa. Najzwyczajniej w świecie rozpłynął się w powietrzu pozostawiając po sobie jedynie czerwony pomponik, który urwał się z jego czapki.
            Tegoroczne święta Bożego Narodzenia okazały się pełnym radości, ciepła i bliskości czasem. Cała rodzina Zosi zebrała się przy jednym stole by wspólnie spędzić ten magiczny czas.  Kiedy nadszedł moment rozpakowywania prezentów wszyscy byli ogromnie zdziwieni, że pod choinką czeka na nich tak dużo upominków. Nowy zegarek, komplet garnków, skarpetki czy kosmetyki okazały się niczym w porównaniu do prezentów własnoręcznie przygotowanych przez Zosię. Zgromadzeni goście ze łzami w oczach ściskali maleńką dziewczynkę i powtarzali, że to najlepsze podarunki jakie kiedykolwiek otrzymali.
            Po kolacji cała rodzina zasiadła przed choinką by wspólnie zaśpiewać kolędy. Na przepięknie przystrojonym drzewku nie zabrakło oczywiście czerwonego pomponika, do którego Zosia uparła się doszyć sznureczek by móc go zawiesić. Co prawda żadne z rodziców nie rozumiało dlaczego akurat taka ozdoba ma udekorować choinkę, ale postanowili nie spierać się o to z córką. Zosia niesłychanie zaskoczyła ich swoją samodzielnością i rozsądkiem, uznali zatem, że z pewnością ma ważny powód by wyróżnić ten przedmiot.
- Mam nadzieję, że nie jesteście na mnie źli o to, że podkradłam bombki z kartonu z ozdobami i pierniczki ze słoika? – z niepewną miną zapytała dziewczynka.
            Cała rodzina wybuchnęła śmiechem. Oczywiście, że nikt nie miał do Zosi pretensji o to drobne przestępstwo!
            Tymczasem sympatyczny elf Staś z pękatym brzuszkiem po wigilijnej kolacji zjedzonej u Świętego Mikołaja i jego żony postanowił skontrolować system komputerowy. Z radością stwierdził, że nad domem Zosi pali się zielona lampka, która oznacza, że dziewczynka jest bardzo, bardzo szczęśliwa.

2 komentarze:

  1. Najwyższa pora pomyśleć o pisaniu bajek dla dzieci ,a nie tylko recenzji do tych, które napisali inni.Czekam z niecierpliwością na kolejną opowieść o przygodach Zosi.

    OdpowiedzUsuń
  2. Opowiadanie lekkie, przyjemne i wciągające. Kiedy się je czyta, oczami wyobraźni widzi się Zośkę przygotowującą prezenty. Jestem ciekawa co nowego przydarzy się Zosi.

    OdpowiedzUsuń

273. "Zwyczajna kobieta" Anna Płowiec - recenzja przedpremierowa

Przepis na zwyczajne życie. Miłość, wierność, uczciwość, zaufanie, tolerancja czy przyjaźń to podstawowe składniki życia, zwłaszcza w związk...