153. "Coś tu nie gra" Joanna Szarańska

Coś innego - to sformułowanie towarzyszy mi nieodłącznie od kiedy podjęłam się prowadzenia bloga czytelniczego. Uwielbiam czytać, przeczytam każdą książkę, jaka wpadnie mi w ręce, ale nie o każdej mogę napisać, że to coś innego. Takie właśnie są książki Joanny Szarańskiej - nieprzewidywalne, nieszablonowe, zaskakujące i przede wszystkim - zabawne - tak prawdziwie zabawne! Nie śmiejemy się na siłę ze sztucznych dowcipów, ale wybuchamy głośnym, niekontrolowanym śmiechem. Zaraziłam już czytaniem Szarańskiej całą moją rodzinę i znajomych, a teraz (po raz kolejny) chciałabym namówić Was do sięgnięcia po książki tej wspaniałej autorki.



"Coś tu nie gra" to już trzeci tom przygód szalonej dziennikarki Zojki Tuszyńskiej. Ta dziewczyna ma prawdziwy dar do pakowania się w kłopoty! Tym razem nie musi nawet wyściubiać nosa poza Lipówkę - miejscowość, w której mieszka razem z babunią w domku na wzgórzu. To właśnie na miejscowej plebani odbywają się spotkania amatorskiej grupy teatralnej, która zamierza wystawić przedstawienie charytatywne, z którego dochód ma zostać przeznaczony na budowę domu samotnej matki. Początkowo Zojka zamierza jedynie napisać artykuł na ten temat, jednak szybko okazuje się, że jej wkład w przedsięwzięcie będzie znacznie poważniejszy. Podczas castingu dochodzi do awantury o to, kto powinien objąć główną rolę, a już wkrótce obsadzona aktorka ulega tajemniczemu wypadkowi. Aby odnaleźć sprawcę zdarzenia dziennikarka decyduje się przeprowadzić prywatne śledztwo, które wymusza na niej zastąpienie głównej bohaterki na scenie.

A jeśli śledztwo, to wiadomo już, że nie obejdzie się bez niezastąpionego w tropieniu przestępców aspiranta Chochołka. Niestety, aktualnie jego głowę dużo bardziej niż praca zaprząta własne życie osobiste, a konkretnie przeurocza bibliotekarka Klara. By wejść na wyższy poziom ich związku, aspirant musi zostać przedstawiony mamusi swojej wybranki. Chochołek w obliczu tego wyzwania popełnia całą serię niefortunnych wpadek, które mocno nadwątlają jego wizerunek jako przyszłego zięcia. W ten oto sposób policjant skazuje się na przymusowy odwyk od ukochanych słodyczy, które kto jak kto, ale potencjalna teściowa serwuje wyśmienite.

Nie zapominajmy także o redaktorze Kordeckim, który może i w tej części życia nikomu nie uratuje (oprócz nieustannego ratowania Zojki, rzecz jasna), za to nic związanego z przedstawieniem nie umknie jego uwadze, został bowiem poproszony o to, by jego gazeta podjęła się patronatu medialnego nad tym wydarzeniem. Kiedy zatem żywiołowa dziennikarka i bubkowaty redaktor spotkają się na jednej sali oczywistym jest, że posypią się iskry.

Muszę, czuję się wręcz zobowiązana, wspomnieć także o mojej ukochanej postaci - babuni Łyczakowej. Joanna Szarańska spełniła moje prośby i tym razem nie poskąpiła scen z udziałem uroczej staruszki. Pani Zofia z siekierką w ręku będzie strzec swojej wnuczki przed potencjalnym niebezpieczeństwem, ale nie to okaże się jej największym zmartwieniem. Otóż wielkimi krokami zbliża się ślub jej drugiej wnuczki, Zosi, który wydaje się być najhuczniejszym wydarzeniem we wsi. Tutaj nawet kolor garsonki ma kolosalne znaczenie!


"Coś tu nie gra" - pomyślałam, kiedy po zaledwie dwóch wieczorach skończyłam lekturę książki. Bo jak to możliwe? Tyle na nią czekałam, a przeczytałam w oka mgnieniu. To jest niesprawiedliwe! A na poważnie - mam za sobą historię niebywale wciągającą, zaskakującą i zabawną. We wstępie napisałam, że książki Joanny Szarańskiej to coś innego. Definitywnie nie znam drugiej autorki, która miałaby taki niesłychany polot w kreowaniu przedstawionego świata. Asia potrafi w maleńkiej wsi wprowadzić takie zamieszanie, że nawet sam ksiądz proboszcz załamuje ręce. I to jest właśnie to co lubię! Zupełnie nie wiem dlaczego, ale uwielbiam czuć w książkach klimat swojskości, niepowtarzalny dla małych społeczności. Zupełnie nie pociągają mnie opowieści o wielkich miastach i pracownikach korporacji. Zwariowana Zojka, nieustannie pakująca się w kłopoty, odpowiada mi dużo bardziej.

W tej książce czeka na Was końska dawka dobrego humoru! Myślę, że książki Joanny Szarańskiej można śmiało przepisywać na receptę jako lek na depresję. To już kolejny raz, kiedy zastanawiam się, skąd ta kobieta czerpie pomysły na takie teksty. I być może nie wspomniałabym o tym, gdyby nie fakt, że czytam właśnie książkę, w której autorka bardzo wysila się aby rozbawić czytelnika, czego efekt jest wręcz żenujący. Natomiast w "Coś tu nie gra" cały komizm sytuacyjny jest tak naturalny, lekki i swobodny, że usta same rozciągają się w uśmiechu. I muszę przyznać, że uwielbiam ten stan! I choć ostatnio zaczytuję się w książkach, które poruszają trudną tematykę i z których lubię wyciągnąć jakąś życiową mądrość, tak Zojka okazała się cudowną odskocznią i wspaniałą rozrywką.

Napisanie komedii kryminalnej nie jest proste. Trzeba uknuć intrygę, poprowadzić całą akcję tak, aby trzymała się... no, żeby była logiczna! A do tego na każdym kroku rozbawiać czytelnika - dajmy na to: potencjalna ofiara ucieka przed napastnikiem i ukrywa się... na chłodni przewożącej mięso, gdzie jako narzędzie do obrony używa martwego kurczaka (o wdzięcznym imieniu Miecio). Trzeba mieć głowę pełną pomysłów aby napisać tego typu książkę. Do tej pory w takim stopniu zachwyciły mnie tylko historie wykreowane przez Joannę Chmielewską.

Przeczytałam wszystkie książki Joanny Szarańskiej i jeszcze żadna mnie nie zawiodła. "Coś tu nie gra" wpisało się na dobre na moją top listę (choć jeśli mam być szczera - wszystkie książki Asi uwielbiam jednakowo). Z niecierpliwością czekam na lato i czwarty tom przygód Zojki pod tytułem "Złość piękności szkodzi". Kto wie, może podobnie jak jej starszą, żółtą siostrę ("Do zakochania jeden rok"), przeczytam na wakacjach nad morzem. Ależ będzie pięknie! Obiło mi się o uszy, że zielony tom ma być grubszy od Chochołka, jest zatem nadzieja, że książka wystarczy mi na cały dwutygodniowy pobyt!

Kto jeszcze nie zna przygód Zojki, niechaj prędko zabiera się za lekturę "Kroniki pechowych wypadków". A kto zna, cóż... Ma wielkiego pecha, że lektura już za nim! 

2 komentarze:

  1. No właśnie skończyłam czytać, otarłam z oczu łzy śmiechu i smutno mi się zrobiło,że do lata jeszcze tak daleko ...

    OdpowiedzUsuń
  2. Wstud się przyznać, ale ja nie znam twórczości autora. Jednak będę miała tą pozycję na uwadze.

    OdpowiedzUsuń

273. "Zwyczajna kobieta" Anna Płowiec - recenzja przedpremierowa

Przepis na zwyczajne życie. Miłość, wierność, uczciwość, zaufanie, tolerancja czy przyjaźń to podstawowe składniki życia, zwłaszcza w związk...