178. "Kołysanka z Auschwitz" Mario Escobar

Do wszystkiego w życiu trzeba dorosnąć. Kiedy chodziłam do szkoły miałam wspaniałą nauczycielkę historii, która zabrała nas na wycieczkę do Auschwitz, uprzednio przygotowując nas na to, co tam zobaczymy. Miałam wtedy jednak około czternastu lat, w związku z czym mój młody umysł zwyczajnie nie ogarniał ogromu nieszczęścia, jakie tam się dokonało. O lekcjach historii w liceum szkoda wspominać, można powiedzieć, że ich nie było. Dopiero teraz, jako dorosły człowiek, mam ochotę dobrowolnie i w pełni świadomie poznawać historię swojego kraju. Nie omijam już książek o tematyce wojennej szerokim łukiem, dzięki czemu w moje ręce trafił egzemplarz "Kołysanki z Auschwitz". To historia, która porusza najczulsze struny ludzkiej duszy.


"Pisanie pamiętnika w mojej obecnej sytuacji było niejako sposobem na zadrwienie z brutalnej opresji, którą cierpieliśmy ze strony naszych ciemiężycieli. Chcieli odebrać nam wszystko, nie wyłączając wspomnień. Moje zwarte odręczne pismo budowało wokół okruchów pamięci ochronny mur, tak aby nikt nie śmiał mnie z nich obrabować. Może był to sposób na odegnanie niebezpieczeństwa, które nieustannie wisiało nam nad głowami. Tego wszechobecnego wyroku śmierci, na którym umieszczono nasze imiona i nazwiska."

"Kołysanka z Auschwitz" to oparta na faktach opowieść inspirowana prawdziwą historią Helene Hannemann - Niemki, która wiodła szczęśliwe życie u boku Roma, z którym wydała na świat pięcioro dzieci. Czasy wojenne dla nikogo nie były sielanką, jednak rodzina Helene nie narzekała i starała nie rzucać się w oczy. Ich spokój został naruszony pewnego majowego dnia 1943 roku, kiedy do domu Hannemannów wkroczyła policja, która z rozkazu Heinricha Himmlera zabierała do obozów wszystkie osoby romskiego pochodzenia. Helene jako przedstawiciela czystej aryjskiej krwi nie miała się czego obawiać, nikt nie zamierzał jej więzić. Jednak jej mąż i dzieci musieli zostać wywiezieni do Auschwitz-Birkenau. Serce matki nie pozwoliło wybrać wolności w chwili, kiedy jej najbliżsi trafią do niewoli, a ich los pozostaje wielką niewiadomą. Kobieta dobrowolnie decyduje się więc na zesłanie do piekła.

Pierwsze dni pobytu w obozie uświadamiają Helene do czego zdolny jest człowiek byle przetrwać. Rozdzielona z mężem, musi walczyć o życie swoje i dzieci. Jej sytuacja poprawia się odrobinę, kiedy rozpoczyna pracę jako pielęgniarka w obozowym szpitalu. Tam poznaje doktora Mengele, który powierza jej prowadzenie przedszkola. Helene robi wszystko co w jej mocy, aby choć trochę poprawić koszmarne warunki życia dzieci zamieszkujących obóz. W przedszkolu mogą liczyć na regularne posiłki, dostęp do zabawek, kredek czy nawet mają możliwość oglądania bajek. Przede wszystkim jednak to szansa na odrobinę normalności w tej brutalnej rzeczywistości. I choć kobieta wie, że los jej podopiecznych jest z góry przesądzony, robi wszystko, by złagodzić ich cierpienia.

"Wcześniej czy później wszyscy muszą odejść z tego świata, miałam jednak wrażenie, że w obozie koncentracyjnym nie umiera się, tylko przestaje istnieć."

"Kołysanka z Auschwitz" to poruszająca opowieść o wytrwałości, nadziei i sile w jednym z najbardziej przerażających miejsc na ziemi. Jestem pełna podziwu dla Helene, która dobrowolnie zdecydowała się na wyjazd do obozu. Miłość do rodziny była dla niej ważniejsza niż wszystko inne. Już sama ta decyzja utwierdza w przekonaniu, że ta kobieta była kimś wyjątkowym. A to zaledwie początek. W obozie wiele razy pokazała, że jest niezwykle silną i twardą osobą. Do tego także niebywale inteligentną i odważną. Mało kto w takich warunkach byłby skłonny postawić się przełożonemu czy pokusić o negocjowanie czegokolwiek. A ona robiła wszystko, byle zapewnić jak najlepsze warunki swoim podopiecznym. Wielokrotnie nadstawiała karku i błagała o pomoc doktora Mengele, byle otrzymać dostawę tego, co było potrzebne w przedszkolu. Ten zaś miał zaskakującą słabość do Helene, nie ma tutaj oczywiście mowy o miłości czy namiętności, ot zwykła sympatia, i ku wielkiemu zaskoczeniu starał się spełniać jej życzenia. Nie był w tym rzecz jasna bezinteresowny - nieustannie zabierał do swojego laboratorium dzieci, które nigdy stamtąd nie wracały.

"Matki nie mają ideologii. Nasze dzieci to nasza jedyna sprawa, jedyna ojczyzna. Mężczyznom zabijanie i umieranie w imię ideałów może przychodzić naturalnie. Dla nas, nosicielek życia, morderstwo popełnione w imię ideałów jest najgorszym wynaturzeniem, jakie stworzyła ludzkość. My, jako matki zdolne wydawać na świat życie, nigdy nie staniemy się współsprawczyniami tylu zgonów. 

Ciężko wyobrazić sobie, że ta historia wydarzyła się naprawdę. Wolałabym myśleć, że to fikcja literacka. Trudno wyjść z podziwu, że komuś w tak dramatycznych warunkach chciało się myśleć o innych i nie tracić nadziei. I choć Helene Hannemann była jedną z tysięcy ludzi uwięzionych w obozach, to właśnie ona była tą wyjątkową. Tą, która nie poddała się do samego końca. Jej historia została ukazana w tej książce w niebywale przystępny sposób. Faktycznie czytelnik może poczuć się jakby czytał wymyśloną przez autora opowieść. A jednak to wszystko napisało życie - brutalna rzeczywistość II wojny światowej. Warto znać takie książkowe perełki. Tej lektury nie zapomnę nigdy. Choć nie było to lekkie i przyjemne czytadło, to mimo wszystko zaliczam ją do grona jednej z najlepszych książek w moim życiu. Nie mogłam przestać płakać po przeczytaniu ostatnich stron i nie mogę wyrzucić jej z głowy. Zdecydowanie warto!

"Wtedy zrozumiałam, że być matką to coś znacznie więcej, niż wychowywać dzieci; to naginać duszę, aż własne ja na zawsze połączy się z ich pięknymi niewinnymi twarzami."


Za możliwość przeczytania książki dziękuję portalowi www.czytampierwszy.pl

Image and video hosting by TinyPic

5 komentarzy:

  1. Czytałam tę książkę ostatnio - mocna, budzi silne emocje, ale warto przeczytać.

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo ale to bardzo mnie ciekawi, lubię sięgać po takie pozycje i od dawna przymierzam się do zakupu

    OdpowiedzUsuń
  3. Coś dla mnie- wiem,że to emocjonalna książka ale bardzo sobie takie cenię

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo lubię tematykę wojenną, czytałam. Jestem wzruszona!

    OdpowiedzUsuń
  5. " Człowieka można zniszczyć, ale nie pokonać".Słowa Ernesta Hemingwaya bardzo pasuję do osobowości Helene ,

    OdpowiedzUsuń

273. "Zwyczajna kobieta" Anna Płowiec - recenzja przedpremierowa

Przepis na zwyczajne życie. Miłość, wierność, uczciwość, zaufanie, tolerancja czy przyjaźń to podstawowe składniki życia, zwłaszcza w związk...