184. "Saga rodziny z Ogrodowej. Słoneczniki po burzy" tom I - Ewelina Maria Mantycka

Od kiedy poznałam twórczość Joanny Jax, a teraz także genialnie rokujący pierwszy tom "Sagi nadmorskiej" Magdaleny Majcher na słowo SAGA czuję jak po plecach przebiega mi dreszczyk podniecenia i jedyne o czym marzę, to jak najszybciej rozsiąść się z książką w fotelu. Na "Sagę rodziny z Ogrodowej" czekałam już od jesieni, bowiem właśnie wtedy miał ukazać się jej pierwszy tom pod tytułem "Słoneczniki po burzy". Premiera przesunęła się jednak na koniec marca, niemniej jednak mój apetyt na tę pozycję nie zmalał. Zapraszam na recenzję książki debiutującej autorki - Eweliny Marii Mantyckiej.



Lilka to młoda matka, która przez pięć lat trwała w toksycznym małżeństwie z mężczyzną, który znęcał się nad nią, poniżał i doprowadził ich córkę do stanu chronicznej lękliwości. Wykończona psychicznie i fizycznie kobieta decyduje się wreszcie uciec od męża i rozpocząć z małą Kają nowe życie. Przeprowadzają się do niewielkiego miasteczka, do rodzinnego dworku, gdzie samotnie mieszka dziadek Lilki. Sytuacja jest więc korzystna dla dwóch stron - Lilka zyskuje dach nad głową, a dziadek opiekę. Ich nowe miejsce zamieszkania nie jest typowym domem - to nawiedzony dwór prababki Rozalii, zwanej "Czarownicą z Ogrodowej", który skrywa mnóstwo tajemnic. Dla matki i córki staje się on jednak spokojną przystanią, gdzie bolesne wspomnienia zaczynają znikać pod wpływem ciepła i serdeczności poznanych osób. Lilka w każdej chwili może liczyć na pomoc swojego kuzyna - Raja, mężczyzny samotnie wychowującego trójkę dzieci, jego matki - ciotki Wichty oraz Fabiana - przypadkowo poznanego mechanika samochodowego, który jest bliskim znajomym rodziny Lilki i szybko staje się także kimś ważnym dla niej samej. 

"Słoneczniki po burzy" to w głównej mierze opowieść o odbudowywaniu z gruzów życia młodej kobiety i jej córki okrutnie doświadczonych przez przemoc domową. I choć wydaje się, że w nowym miejscu wszystko zaczyna się układać, to jednak echa przeszłości nie pozwalają o sobie zapomnieć. Lilka ma ogromne szczęście, że znalazła oparcie w rodzinie. Nie każda kobieta w takiej sytuacji ma się do kogo zwrócić o pomoc, dlatego rodzina jest tutaj sednem sprawy. Niezawodna ciotka Wichta i jej syn Raj to prawdziwe skarby, a Natalia - siostra Lilki - to niezwykle pozytywna, konkretna osoba - dobry duch - dzięki której kobieta mogła zamieszkać w wyremontowanej części domu. Wkraczając do dworku na Ogrodowej można wręcz wyczuć swojskość tego miejsca i życzliwość ludzi z nim związanych. Sama mieszkam w małej miejscowości, dlatego szybko odnalazłam się w tych realiach, gdzie każdy zna każdego, a cotygodniowy targ jest głównym miejscem spotkań mieszkańców. Lubię to i w pełni wtapiam się w ten klimat. 

Z żalem muszę jednak przyznać, że czegoś mi w tej powieści zabrakło. Nastawiłam się na sagę,  czytając opis książki spodziewałam się wielu odniesień do przeszłych pokoleń czy szerokiego rozwinięcia wątku prababki Rozalii. O tej tajemniczej postaci, na której historii miałam nadzieję autorka oprze swoją opowieść, dowiedziałam się bardzo niewiele. Zapowiadane w opisie okrutne tajemnice i legendy - cóż... To nieco szumnie powiedziane.

Generalnie "Słoneczniki po burzy" opierają się na teraźniejszości, na aktualnym życiu Lilki, Kai, Raja, Fabiana i wielu innych drugoplanowych bohaterów. Cała akcja książki rozgrywa się na przestrzeni około dwóch miesięcy, począwszy od momentu, kiedy Lilka przeprowadza się do Czarnowa (dokładna data nie została podana, ale z kontekstu można domyślić się że są to okolice marca) a kończy się w ostatnich dniach kwietnia. Nie cofamy się do przeszłości, nie poznajemy losów poprzednich pokoleń rodu Żmudzkich, czego byłam niemalże pewna biorąc pod uwagę, że na początku książki zostało zamieszczone całe drzewo genealogiczne tej rodziny.

"Słoneczniki po burzy" to dopiero pierwszy tom "Sagi rodziny z Ogrodowej". Być może w kolejnych częściach, których ma być aż pięć, dowiemy się więcej o innych członkach tego rodu, poznamy obiecywane tajemnice i legendy. Mam taką nadzieję! Książka bardzo mi się spodobała, dlatego z chęcią sięgnę po kolejne części, bo jestem bardzo ciekawa, co zaproponuje nam autorka. Czekam na wątek babki Rozalii, bo ta postać mnie zaintrygowała. W końcu podejrzewanie kogoś o bycie kochanką Hitlera to nie byle jaka sprawa. Literacki debiut Eweliny Marii Mantyckiej można uznać za udany i trzymać kciuki za jej kolejne książki!

Za możliwość przeczytania książki serdecznie dziękuję wydawnictwu Videograf.

Image and video hosting by TinyPic

5 komentarzy:

  1. Brzmi bardzo ciekawie.
    P.s. czy mogła byś dostosować wygląd bloga pod telefony?

    OdpowiedzUsuń
  2. Cóż mogę powiedzieć. Uwielbiam takie historie. Życiowe, choć niezwykłe - jak losy każdego z nas. Już mi się podoba ten motyw dworku, choć rzeczywiście. Żal, że wątek babci Rozalii nie został mocniej rozwinięty. Mimo wszystko, zachęciłaś mnie :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Naprawdę świetnie napisane. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń

273. "Zwyczajna kobieta" Anna Płowiec - recenzja przedpremierowa

Przepis na zwyczajne życie. Miłość, wierność, uczciwość, zaufanie, tolerancja czy przyjaźń to podstawowe składniki życia, zwłaszcza w związk...