Lubię książki Doroty Gąsiorowskiej. Jedne bardziej - jak na przykład "Szept syberyjskiego wiatru", który wprost pokochałam, a inne po prostu lubię. Są to powieści, które z całym przekonaniem polecam znajomym i po które sama chętnie sięgam. Zatem i tym razem, kiedy ukazała się najnowsza powieść autorki, nie mogło być inaczej. Jeśli jesteście ciekawi mojej opinii o książce "Niedokończona baśń" zapraszam do lektury poniższej recenzji.
Życie Julii w jednym dniu wywróciło się do góry nogami - kiedy ona w szpitalu rodziła córkę, jej ukochany zginął w tragicznym wypadku. Od tego wydarzenia minęło już pięć lat i kobieta zdołała przyzwyczaić się do roli samotnej matki. Zdecydowała się nawet na przeprowadzkę z Krakowa, który wciąż przypominał jej o utraconej miłości, aż do Poznania. To właśnie tam Julia znajduje wymarzoną pracę jako asystentka Suzanne Beniot, słynnej francuskiej pisarki, której twórczość przez lata podziwiała. Ta współpraca nie należy do najłatwiejszych - starsza pani ma bowiem bardzo trudny charakter i młoda kobieta coraz częściej zastanawia się, czy nie będzie zmuszona zrezygnować z posady. Właśnie w najtrudniejszym w ich relacjach okresie pojawia się nagła potrzeba wspólnej podróży do Francji, do magicznej Akwitanii, gdzie w murach średniowiecznego zamku zaczynają wychodzić na jaw bolesne tajemnice skrywane przez pisarkę.
Także w uporządkowanym do tej pory świecie Julii zaczyna się wiele dziać - po raz pierwszy od koszmarnej straty ukochanego zaczyna czuć coś do innego niż Miłosz mężczyzny. Uczucie to okazuje się jednak trudniejsze niż początkowo się wydaje, bowiem kobieta musi dokonać wyboru, czy posłuchać głosu serca, czy postąpić tak, aby nikogo nie zranić. Na jej barkach spoczywa także ciężar rozwikłania zagadki pewnej średniowiecznej księgi, na kartach której została spisana zapierająca dech w piersiach historia niespełnionej miłości, od stuleci czekająca na szczęśliwe zakończenie. Droga do odkrycia tych tajemnic będzie bardzo długa i wniesie wiele w życia bohaterów powieści.
"Niedokończona baśń" to opowieść o tym, jak bardzo życie potrafi nas zaskakiwać. Nawet kiedy wydaje się, że wszystko jest stracone, warto pozwolić, by los postawił na naszej drodze ludzi, którzy odczarują złą passę. Julia i Suzanne - na pierwszy rzut oka zupełnie nie pasujące do siebie postaci, z czasem nawiązują relację, która jest potrzebna im obu. Starsza pani szuka powiernika swoich sekretów - osoby, którą wysłucha jej zwierzeń i nie będzie oceniała jej postępowania. Z kolei młoda kobieta, która prócz wielkiej i krótkiej miłości nie zaznała nigdy ciepłych uczuć od bliskich osób, potrzebuje relacji z ludźmi, którzy wprowadziliby radość w życie jej i małej Basi.
Akcja powieści toczy się od początku września aż do świąt Bożego Narodzenia. Jej bohaterki podróżują pomiędzy Polską a Francją, rozkoszując się pięknem i niepowtarzalnym klimatem średniowiecznego miasteczka i akwitańskich zamków. Kiedy wraz z Suzanne, Julią i Basią przekraczamy progi Chateau de la Lune czujemy się dokładnie tak, jakbyśmy cofnęli się w czasie do epoki, kiedy tymi samymi korytarzami przechadzały się księżniczki ubrane w wystawne suknie. Właśnie w ten nastrój idealnie wpasowuje się opowieść zapisana w tajemniczej księdze, dotycząca zakazanej miłości pomiędzy prostą dziewczyną, która została zmuszona do ślubu z czterdzieści lat starszym mężczyzną, i pewnym nieustępliwym młodzieńcem. Niestety, opowieść ta urywa się w kluczowym momencie i pozostawia wielki niedosyt. Potrzeba wielu lat i zaangażowania w sprawę, by rozwikłać zagadkę i poznać zakończenie baśni.
W baśni stworzonej przez Dorotę Gąsiorowską główną bohaterką jest Julia, która już na starcie swojego dorosłego życia została wystawiona na ciężką próbę. Mając małe dziecko i pełną świadomość tego jak trudna jest opieka nad nim podziwiam samotne matki. Jeśli mają one kogoś bliskiego, na przykład w rodzinie, kto może pomóc - nie jest jeszcze tak źle. Natomiast bohaterka książki jest ze swoją córeczką sama - jej rodzice mieszkają w maleńkiej wsi i są pochłonięci swoim życiem, a kontakty młodej kobiety z matką nie należą do najlepszych. Dlatego już od pierwszych stron zyskałam duży szacunek do Julii, która zorganizowała swoje życie tak dobrze, że była w stanie pogodzić pracę zawodową z opieką nad dzieckiem.
Bardzo ekscentryczną postacią tej opowieści jest Suzanne, co do której początkowo nie żywiłam ciepłych uczuć, ale z biegiem czasu zaczynałam coraz bardziej lubić tę staruszkę i rozumieć ją. Zupełnie nie wiem dlaczego, ale kiedy zaczęłam czytać powieść wątek podjęcia pracy Julii u Suzanne wydawał mi się bardzo podobny do tego z filmu "Nietykalni". To uczucie stopniowo słabło, aż w końcu zniknęło całkowicie i teraz sama dziwię się, skąd ono się u mnie wzięło.
Jedynym do czego mogłabym się w tej powieści doczepić jest brak silnej, męskiej postaci. Być może wynika to z tego, że jestem po uszy zakochana w Sergiuszu z "Szeptu syberyjskiego wiatru" i teraz w każdej powieści szukam takiego troszkę macho, ale muszę przyznać że Maciej czy Thibault to dla mnie nieco za mało męscy mężczyźni. Ale może tak właśnie miało być, żeby ukazać w tej powieści siłę kobiet, które twardo stąpają po ziemi i nie ugną się pod ciężarem przeciwności losu.
"Niedokończona baśń" to powieść, której lektura sprawiła mi wielką przyjemność. Przeniosła mnie w zaczarowany świat tajemniczych zamków i wniosła do mojego życia powiew nadziei, że kiedy dokładnie się rozejrzymy znajdziemy wokół siebie ludzi, którzy z powodzeniem są w stanie zastąpić rodzinę i stworzyć silną więź. Bo przecież nikt nie powinien być na tym świecie sam.
Za możliwość przeczytania książki serdecznie dziękuję autorce Dorocie Gąsiorowskiej i wydawnictwu Znak.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz