Kocham morze! Lubię czasami wyskoczyć w góry na dwa lub trzy dni, ale to nad morzem każdego roku spędzam prawie dwa tygodnie. W ostatnich latach zdarza nam się nawet pojechać nad morze dwa razy w ciągu wakacji. Każdy, kto dobrze mnie zna, wie, że moim miejscem na ziemi jest Kołobrzeg, do którego wracam każdego roku z wielkim sentymentem. Ale w czasie ubiegłorocznych wakacji moje serce zabiło mocniej także dla Helu. Byłam tam łącznie dwukrotnie - raz podczas majówki, kiedy kupowałam zimowe rękawice, bo przenikliwy wiatr wiejący z dwóch stron cypla atakował przeraźliwie, a drugi raz właśnie rok temu, kiedy to udało mi się przyłapać Magdalenę Majcher spacerującą ulicą Wiejską. Kto wie, może właśnie wtedy w jej głowie układały się kolejne sceny książki, którą miałam wielką przyjemność przeczytać...
Adrianna to czterdziestopięcioletnia, spełniona zawodowo kobieta, która przeżywa drugą młodość. Po trwającej półtora roku separacji dochodzi do porozumienia z mężem i Radek wraca do domu. Małżeństwo jest jak para nastolatków - szczęśliwi, zakochani, nierozłączni i zapatrzeni w siebie. Niestety, los postanawia zadrwić z Ady i odbiera jej wszystko, co kobieta kocha najbardziej. Samotna i przygnębiona podejmuje najbardziej zaskakującą decyzję w swoim życiu - kupuje podupadający dom na Półwyspie Helskim. Czuje, że zwyczajnie musi zostawić za sobą dawne życie, w którym każda rzecz przypomina jej o Radku. To spontaniczne postanowienie okazuje się zbawienne dla Adrianny. Kobieta z dnia na dzień odzyskuje wewnętrzny spokój i szybko wsiąka w lokalną społeczność. Zaprzyjaźnia się z małżeństwem z sąsiedztwa i starym, mądrym rybakiem, znajduje pracę i... przygarnia bezdomnego psa. Porzucenie miejskiego życia wydaje się więc najlepszym, na co Ada mogła się zdecydować. I choć kobieta jest przekonana, że w jej sercu nie ma już miejsca dla żadnego mężczyzny, na horyzoncie pojawia się tajemniczy i nieprzystępny Piotr. Czy w życiu prawdziwie kocha się tylko raz? To wyjątkowo trafne pytanie, na które każdy z Was musi odpowiedzieć sobie sam po przeczytaniu powieści.
Magdalena Majcher to jedna z moich ulubionych pisarek, a jej książki zawsze zostawiają wielki zamęt w mojej głowie. Bo jak to - miała być lekka, wakacyjna opowieść, a wyszła dojrzała, pełna spokoju i rozsądku opowieść o nieopisanej stracie, o wielkim przywiązaniu i o trudnych wyborach, jakie musimy podejmować całe nasze życie. Na szczęście znam książki Pani Magdy już tak dobrze, że wiedziałam, że autorka z pewnością poruszy w swojej opowieści jakiś ważny temat. Pisząc ważny mam tutaj na myśli coś, o czym inni autorzy pisują raczej niechętnie. W "Porcie nad zatoką" takie tematy mamy aż dwa - żałobę i próbę odnalezienia się w życiu po informacji, że zostało się adoptowanym. Wydaje mi się - nie napiszę, że mam pewność, bo nigdy nie przeżyłam czegoś takiego - ale czuję, że najnowsza powieść Magdaleny Majcher może być źródłem wytchnienia dla kogoś, komu śmierć odebrała bliską osobę. Autorka w bardzo poruszający sposób opisała uczucia towarzyszące Adriannie po stracie męża. Pokazała, że każdy przeżywa żałobę na swój sposób, że nikomu nie należy narzucać swojego zdania, bo tylko osoba, której doskwiera strata najlepiej wie, co jest jej potrzebne.
Ada okazała się silną kobietą, która miała odwagę postawić wszystko na jedną kartę - porzuciła dotychczasowe życie i pracę, by wyjechać na drugi koniec Polski, gdzie nie znała zupełnie nikogo. Dla mnie to coś wielkiego, sama raczej nie miałabym odwagi na tak poważny krok. Jej życie w Helu nie należało do najłatwiejszych, bo wszystkie oszczędności wydała na zakup i remont domu, na szczęście udało jej się poznać wspaniałych ludzi, którzy okazali się ogromnym wsparciem. Marzę o tym, aby każdy w swoim życiu trafił na tak przychylne i szczere osoby. Rzadko kiedy ktoś wykazuje się tak dużą bezinteresownością. Pomyślicie pewnie, że to kolejna powieść o zakupie domu i zaczynaniu życia od nowa. Takich jest już wiele. I choć bardzo je lubię, to nie akceptuje powielania schematów. W tej książce go nie ma. Magdalena Majcher stworzyła własną wersję nowego startu, bez powtarzania oklepanych wątków i odgrzewania starych kotletów.
"Port nad zatoką" podzielony jest na dwie części. Pierwsza opowiada o życiu Adrianny w Katowicach, a druga opisuje jej los po przeprowadzce do Helu. We wstępie wspominałam o tym, że byłam w Helu dwa razy. Po lekturze tej książki jestem przekonana, że na tym nie koniec. Zawsze byłam tam tylko przejazdem, a teraz marzę o tym, by pojechać do tej nadmorskiej miejscowości na dłużej, spacerować uliczkami opisanymi przez Magdalenę Majcher i odnaleźć tajemniczą plażę bez tłumu turystów. Hel przedstawiony przez autorkę kusi i ma w sobie pewną magię. Zawsze zastanawiałam się, jak wyglądają wakacyjne kurorty poza sezonem. Powieść przybliżyła mi nieco to zagadnienie, a znając Panią Magdę to zrobiła ona porządny research przed napisaniem książki, dlatego nie mam wątpliwości, że to o czym przeczytałam jest prawdą. Jestem totalnie oczarowana!
Najnowsza powieść Magdaleny Majcher uświadomiła mi, jak kruche i ulotne jest życie. Pokazała, że nie warto marnować czasu na kłótnie, tajemnice i niewypowiedziane pretensje. Przedstawiła historię wielkiej miłości, która godna jest pozazdroszczenia. Otworzyła moje serce na uczucia innych i pokazała, że czasami warto jest zaryzykować by poczuć się szczęśliwym. I może to nie jest lekka, wakacyjna opowieść z happy endem, ale z całą pewnością jest to książka, która wciąga, nie daje o sobie zapomnieć i roztacza wokół siebie magiczną aurę. Uwielbiam Majcher, a tym razem autorka przeszła samą siebie jeśli chodzi o dojrzałość stworzonej historii.
"Port nad zatoką" zakończył się bardzo niejednoznacznie. Z jednej strony jestem w stanie sama wyobrazić sobie dalszą historię Ady, ale z drugiej... Bardzo chciałabym dowiedzieć się, jakie plany na tę bohaterkę ma sama autorka. Zatem - Pani Magdo - czekam!
Za możliwość przeczytania powieści serdecznie dziękuję Wydawnictwu Pascal.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz