2. „Anioł do wynajęcia” Magdalena Kordel

Dziś post dla „dużych” czytelników, a w zasadzie czytelniczek mojego bloga.



Jest ostatni dzień listopada, a młodziutka Michalina wędruje ulicami w cienkiej kurtce i przemoczonych trampkach, dzierżąc na ramionach ciężki plecach, a w rękach duży pakunek. Świat tak wcześnie doświadczonej przez życie nastolatki stanął na głowie, z dnia na dzień jej domem stała się ulica, a jedyne czego pragnie w obliczu gasnącej nadziei na lepsze jutro jest… anioł do wynajęcia.

Gabrysia, właścicielka kwiaciarni, właśnie przygotowuje bukiet na specjalne zamówienie dla wyjątkowo wymagającego i cechującego się bardzo specyficznym gustem klienta. Przez okno obserwuje dziewczynę, która ogrzewa się w cieple ustawionego na zewnątrz piecyka.

Nela, staruszka o niezwykle ciętym języku, dochodzi do niepokojącego wniosku, że jej życie utknęło w martwym punkcie. Stawia Bogu ultimatum – albo ześle na nią cud, albo kobieta kończy swoją ponurą egzystencję. Podbudowaną podjętą przez siebie decyzją, wystrojona w najlepsze ubranie – zupełnie nieadekwatne do panującej pory roku, kieruje się do kościoła, aby osobiście rozprawić się z Wszechmogącym. Na schodach świątyni spotyka ją jednak przykry wypadek.

Co połączyło te trzy zupełnie obce sobie kobiety? Na usta ciśnie się jedno słowo – cud.

„Anioł do wynajęcia” to opowieść, która intryguje już od pierwszej strony. Jej bohaterowie są jak magnes, który przyciąga czytelnika. Stopniowo poznajemy historię każdego z nich, a każda ta historia jest nieprzeciętna i fascynująca. Wraz z nimi przygotowujemy się do świąt Bożego Narodzenia, tak niezwykłych i magicznych dni, na które czekamy cały rok.

Oczywiście w książce pojawia się także wątek miłosny. Wiem, wiem, że literatura kobieca wymaga tego, aby pani i pan zakochali się w sobie i żyli długo i szczęśliwie… Tak szczerze - historia opowiedziana przez autorkę jest tak wspaniała, że nie straciłaby nic na wartości bez rycerza na białym koniu. Sądzę jednak, że Magdalena Kordel miała tego świadomość i ograniczyła męską postać do niezbędnego minimum. Chwała jej za to!


Szczerze polecam książkę, ponieważ skłania do refleksji nad życiem. Nie jest pustą opowieścią, którą przeczytamy i szybko o niej zapominamy. Zachęca do otwarcia się na drugiego człowieka i docenienia tego, co daje nam los.. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

273. "Zwyczajna kobieta" Anna Płowiec - recenzja przedpremierowa

Przepis na zwyczajne życie. Miłość, wierność, uczciwość, zaufanie, tolerancja czy przyjaźń to podstawowe składniki życia, zwłaszcza w związk...