Jak często zdarza Wam się, że zaczynacie czytać książkę i
idzie Wam jak przysłowiowa krew z nosa? A w Internecie aż huczy od pozytywnych
opinii na jej temat, zachwyceni czytelnicy wybierają ją jako jedną z wielu w
rankingach na najlepszą książkę. A Ty czytasz, i czytasz, i czytasz… I
zastanawiasz się czy z Tobą coś jest nie tak? Co jest grane, że mnie ta książka
nie potrafi wciągnąć? A zatem przeczytajcie ten post uważnie, do samego końca,
a poznacie moją historię.
Wyobraźcie sobie osiedle domków
jednorodzinnych, przygotowania do świąt Bożego Narodzenia. Mnóstwo światełek,
coroczny konkurs - kto ozdobi swoją posesję w większą ilość kolorowych ozdób? I
tylko dwa domy, jakby z innej planety. Żadnych świątecznych akcentów.
W tej oto ponurej scenerii poznajemy Antka, równie
oderwanego od rzeczywistości co willa, przed bramą której się zatrzymuje. W
końcu dżinsy z dziurami, trampki, koszula z krótkim rękawem i cienka kurtka to
raczej kiepski strój jak na początek grudnia. Szybko dowiadujemy się, że
mężczyzna czuje się mniej więcej tak jak wygląda – a zatem fatalnie. Jego życie
stanęło na głowie, cały uporządkowany świat posypał się w jednej sekundzie i
tak powodowany targającymi nim emocjami Antek postanawia uciec z Warszawy do
Krakowa. W drogę wraz z nim wyrusza przesyłka, którą ma dostarczyć swojej
babci. Nie widział kobiety od wielu lat i wcale nie ma ochoty na odwiedziny u
niej, jednak ulega namowom mamy i zobowiązuje się przesyłkę dostarczyć.
Zrządzenie losu, którym dosłownie rzecz ujmując jest kruchy stan portfela
mężczyzny, powoduje, że Antek postanawia chwilowo zamieszkać ze swoją babcią,
za którą, ku swojemu wielkiemu zaskoczeniu, bardzo zatęsknił.
Podczas niezobowiązującej rozmowy pani Kalina opowiada wnukowi
smutną historię swoich sąsiadów, z którymi Antek przyjaźnił się w dzieciństwie.
Wiele lat temu w wieczór wigilijny ich rodzice zginęli w wypadku samochodowym,
osierocając trójkę dzieci – Magdę, Bartka i Michała. Tak oto do opowieści
wkraczają nowi bohaterowie. Magda, beznadziejnie zakochana w koledze z pracy, nie
potrafi dostrzec tego, że Konstanty, szef działu kredytowego, nie do końca
odwzajemnia jej uczucia, całkiem sprawnie mydląc przy tym oczy biednej
dziewczynie. Bartek, żartowniś i lekkoduch, nie potrafi zagrzać dłużej miejsca
na żadnych stanowisku pracy. Równie kiepsko idzie mu nawiązywanie relacji
uczuciowych. Uwielbia wolność i nie martwi się przyszłością. I Michał,
najstarszy z rodzeństwa. To na niego po śmierci rodziców spadł ciężar opieki
nad siostrą i bratem. Robi więc co może, aby zapewnić im dobry byt, rezygnując
przy tym z własnego życia osobistego.
Rodzeństwo od lat spędza Boże Narodzenie na egzotycznych
wyspach, z daleka od świątecznego zgiełku, który tylko przypomina im o bolesnej
stracie. Aż tu nagle okazuje się, że z tegorocznego wyjazdu nici, ponieważ
Konstanty postanawia wprosić się na kolację wigilijną do Magdy, przyprowadzając
także swoich rodziców. Dziewczyna, która za nic w świecie nie chce zawieść
ukochanego, postanawia stanąć na wysokości zadania i zorganizować Wigilię, za
którą rodzina Konstantego miałaby ją pokochać. Mobilizuje zatem braci do
działania i tak rusza wielka świąteczna machina, w którą zostaje zaangażowana
również sąsiadka, pani Kalina, która od zawsze wspiera rodzeństwo w trudnych
chwilach.
Przyznaję z ręką na sercu – do 52% tej książki męczyłam się
okropnie. Nie lubię takich mdławych historyjek, kiedy to zakochana kobieta jest
tak zakochana, że nie potrafi dostrzec nawet tego, że jej wybranek pląta się we
własnych uczuciach i nie traktuje owej nieszczęsnej niewiasty poważnie. Do tego
jeszcze wątek Antka, pokrzywdzonego przez życie, użalającego się nad swoją
przeszłością. Może i jestem mało empatyczna, ale nie poruszyło mnie to. Dlatego
też postawiłam sprawę jasno – jeśli w kolejnym rozdziale nie wydarzy się coś,
co zachęci mnie do dalszej lektury, poddaję się. I pewnie już domyślacie się,
co się wydarzyło. Połknęłam pozostałe 48% książki w jeden wieczór.
I tą oto recenzją pragnę gorąco Was zachęcić do lektury „Światła w
Cichą Noc”! Nie poddawajcie się zbyt szybko, nawet jeśli podobnie jak ja, po kilku pierwszych linijkach, które intrygują i pobudzają wyobraźnie, poczujecie lekki zawód. Już nie dziwię się internautom, którzy książkę zachwalali pod
niebiosa. Dołączam do ich grona i z niecierpliwością czekam na drugi tom - „Światło
o poranku”, który ma się ukazać 28 lutego.
I jeszcze jedno. Nie lubię, kiedy w recenzji zostają ujawnione
wątki, które wpływają na odbiór lektury. Recenzja to nie streszczenie, to rzecz
wiadoma. Ale ja muszę to napisać, po prostu muszę! Pani Doroto, mamo
Konstantego, kocham Cię i mocno trzymam za Ciebie kciuki. Błagam, nie poddawaj
się!
Mam nadzieję, że rozbudziłam nieco Waszą ciekawość, moi
Drodzy Czytelnicy. A zatem szybko zabierajcie się za czytanie, bo jak
wspomniałam, już za chwilę pojawi się drugi tom!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz