Pamiętacie legendę o czarnej wołdze, którą porywano dzieci i wysysano z nich krew? Ja do dziś mam przed oczami wspomnienia z dzieciństwa, kiedy to z kolegami i koleżankami chowaliśmy się po krzakach i obmyślaliśmy strategię, jak pozbyć się owego diabła, który dokonywał tych bestialskich czynów.
Dlatego kiedy w opisie książki Jarosława Rybskiego "Warkot" przeczytałam, że po ulicach powojennego Wrocławia krąży czarna pobieda i zabija ludzi, bez wahania i z wielką ciekawością sięgnęłam po tę pozycję. I nie zawiodłam się!
Przenosimy się w czasie do początku lat 50., do zrujnowanego wojną Wrocławia. Miasto powoli podnosi się z ruiny, sprawnie działa przemysł i szkolnictwo wyższe. Główny bohater powieści, Jan Warkot, to młody, ambitny człowiek, pracownik drukarni oraz student Politechniki Wrocławskiej, wiodący spokojne i poukładane życie. Do czasu!
Wszystko bowiem staje na głowie, kiedy w mieście zaczyna dochodzić do serii brutalnych zabójstw. Ludzie znikają w tajemniczych okolicznościach, ich ciała zostają odnalezione z dwoma ranami na szyi niczym po wbiciu kłów, doszczętnie wyssane z krwi, a świadkowie zgodnie podają, że na miejscach zdarzenia widziana przez nich była czarna pobieda.
Przed rozwiązaniem tej kryminalnej zagadki staje dość oryginalna grupa, złożona z czterech nietuzinkowych postaci. Mamy tutaj zatem wspomnianego Jana Warkota, jego przełożonego - majstra drukarskiego Zdzisława Kapustę, porucznika MO Stefana Gromiła oraz... Leona Słupeckiego, średniowieczną duszę pokutującą.
"Warkot" to nie jest klasyczny kryminał, to retrokryminał z mnóstwem elementów fantastyki. Tajemnicza sekta, która poszukuje ukrytych w mieście starożytnych relikwii, odwieczna walka dobra ze złem, wampiry, duchy to tylko niektóre elementy tej brawurowej opowieści. Przyznam szczerze, że do tej pory nie byłam fanką fantastyki, w tej materii u nas w domu prym wiedzie bowiem mój mąż, jednak po lekturze książki Jarosława Rybskiego poczułam ogromny sentyment do tego gatunku. Zapewniam, że fani kryminałów nie poczują rozczarowania wpleceniem wątku fantastycznego, wręcz przeciwnie. To coś nowego, świeżego i zupełnie innego niż dostępne na rynku książki kryminalne.
Kiedy przeczytałam, że "Warkot" to debiut literacki Jarosława Rybskiego, tłumacza i dziennikarza muzycznego, wrocławianina, byłam w ogromnym szoku! Czytając książkę nazwałam go przecież w duchu polskim Danem Brownem! Poważnie, czułam się jakbym czytała kolejną powieść w stylu "Kod Leonarda da Vinci" czy "Anioły i demony". Szybko zaczęłam szukać w Internecie innych powieści tego pisarza i wtedy właśnie odkryłam, że to debiut. Absolutnie fantastyczny debiut! Mam wielką nadzieję, że pan Jarosław nie poprzestanie na tej jednej książce i stworzy kolejne równie dobre pozycje.
Co mnie urzekło w książce? Przede wszystkim wyraźnie zarysowane postacie - każda skrupulatnie opisana, każda wyróżniająca się swoją osobowością i poglądami, każda inna i niepowtarzalna.
Co dla mnie bardzo ważne, w tej książce nie ma grama bylejakości. Wszystko jest starannie przemyślane, autor nie pląta się, nie powtarza w kółko tego samego. Akcja jest bardzo dynamiczna, tak bardzo, że miałam ochotę pisać recenzję na bieżąco, żeby później o niczym nie zapomnieć.
I to co przede wszystkim cenię sobie u dobrych autorów - lekki, pełen inteligentnego poczucia humoru styl. Kreowana przez Jarosława Rybskiego rzeczywistość pozornie nie wydaje się zabawna, w końcu okres powojenny to trudny, ponury czas. Pomimo tego autorowi udało się pokazać, że ludzie starali się cieszyć życiem i każdym dniem. Niejednokrotnie zaśmiewałam się z przeróżnych sytuacji. Widać wyraźnie, że poczucie humoru musi być mocną cechą pana Jarka, bowiem wszystko wydaje się naturalne, niewymuszone i nie wciskane na siłę.
Jedyne, co dla czytelnika mojego pokroju może być przeszkodą w czytaniu "Warkotu", to niedostateczna znajomość historii. Na początku książki czułam, że chyba będę musiała dać sobie spokój, bo za dużo tu wątków, których zwyczajnie nie ogarniam. Stalinizm, SB, specyficzny żargon... Czytałam i martwiłam się, że moja niewiedza wpłynie na odbiór powieści. Nic takiego jednak się nie stało, z kolejnymi stronami zaczynałam czuć się coraz pewniej i zapomniałam o wcześniejszych wątpliwościach. A pozostała ze mną refleksja, że warto nadrobić braki w wiedzy dotyczącej historii kraju, bo nie jest żadnym usprawiedliwieniem to, że w liceum nie zdążyliśmy z materiałem ;)
Szczerze, dziwi mnie dość niska ocena tej książki przez czytelników (6,5/10). Specjalnie dziś założę konto na lubimyczytac.pl, żeby nieco podnieść ocenę książce "Warkot". Mam nadzieję, że zachęciłam Was do zainteresowania twórczością Jarosława Rybskiego. Ja jestem bardzo szczęśliwa, że trafiłam na tę pozycję i sądzę, że moje uczucia podzielą osoby, które pragną przyjemnej odskoczni od oklepanych kryminałów. Sąsiedztwo na półce z twórczością Andrzeja Pilipiuka jest nieprzypadkowe, panowie mają bowiem bardzo podobny styl pisania!
Za możliwość przeczytania powieści dziękuję portalowi Czytam pierwszy. Dzięki Wam przeczytałam multimedialną wersję książki, a w drodze do mnie jest już papierowa wersja. Czekam z niecierpliwością!
"Warkot"
Liczba stron 384
Liczba stron 384
Wydawnictwo SQN
Premiera 19.07.2017
Bardzo fajna recenzja :) i super zdjęcia :))
OdpowiedzUsuń