16. "Nieodnaleziona" Remigiusz Mróz

"Nieodnaleziona"... książka, na którą czekałam z niecierpliwością, od kiedy tylko dowiedziałam się o jej planowanej premierze. Książka, która jest dla mnie bardzo ważna, bo Remigiusz Mróz to przecież mój ukochany autor. Książka, której bardzo się bałam. 

Bałam się, bo zanim wzięłam ją do ręki zdążyłam przeczytać tyle niepochlebnych opinii, że straciłam cały zapał do czytania. Ale teraz czas na mnie, z radością wyrażę swoje zdanie na temat tej genialnej książki, która wbiła mnie w fotel na długie godziny, zafundowała taką dawkę adrenaliny, że pół nocy nie mogłam usnąć, zmasakrowała mnie emocjonalnie, wprawiła w osłupienie, a wszystko po to, by ostatecznie trafić w moim książkowym rankingu na pierwsze miejsce, które prawdopodobnie zagrzeje bardzo długo, bo po takiej lekturze długo ma się tzw. kaca po dobrej książce.



"Nieodnalezioną" poznajemy z perspektywy dwóch narratorów. 

Pierwszym z nich jest Damian Werner. Po dziesięciu latach, które minęły od zaginięcia jego narzeczonej, mężczyzna w zasadzie nie ma już żadnych nadziei na jej odnalezienie. Jednak pewnego dnia na profilu wrocławskiego spotted przyjaciel Wernera znajduje zdjęcie Ewy z koncertu, który odbył się kilka dni wcześniej. Mało tego, po jakimś czasie pojawia się tam także drugie zdjęcie kobiety, o tyle ciekawsze, że wykonane zostało przez Damiana kilka dni przed zaginięciem narzeczonej i nie było ono nigdy przez niego udostępniane. Damian Werner nie ma wątpliwości - jego narzeczona żyje, a on musi ją odnaleźć. 

Drugim z narratorów jest Kasandra Reimann, główny dochodzeniowiec w firmie detektywistycznej Reimann Investigations, a zarazem żona właściciela tejże firmy, Roberta Reimanna. Kasandra ma pomóc Damianowi w rozwiązaniu sprawy zaginionej narzeczonej. Szybko dowiadujemy się, że kobieta jest ofiarą przemocy domowej. Pod maską wpływowego biznesmena, opiekuńczego męża i ojca, kryje się bowiem bestia, która nie ma najmniejszych skrupułów przed zadawaniem cierpienia kobiecie swego życia. Paradoksalnie, Robert bardzo kocha Kasandrę. Za bardzo... Obsesyjnie i szaleńczo pragnie kontrolować każdy jej ruch, każde słowo i każdą decyzję.


Zdecydowanie bardziej polubiłam Kasandrę. Dużo lepiej czytało mi się prowadzoną przez nią narrację. Do Damiana od początku czułam duże uprzedzenie. I doskonale wiem dlaczego. Mężczyzna tak mocno kojarzył mi się z bohaterem książki "Czarna Madonna", że nie mogłam przełamać swoich oporów. Czytając myślałam sobie... drogi Panie Remigiuszu, dlaczego? Dlaczego po raz kolejny uczynił Pan głównym bohaterem fajtłapowatego faceta, pogrążonego w rozpaczy nad swoim losem i niepotrafiącego wziąć się w garść? Gdzie się podziali tacy mężczyźni jak komisarz Forst? Z biegiem czasu Damian irytował mnie jednak coraz mniej, nie na tyle, abym zdążyła go polubić, ale stał się nieszkodliwy. 

Natomiast Kasandrę z każdą stroną zaczynałam lubić coraz bardziej. Nie dlatego, że było mi jej żal, bynajmniej. Podziwiam ją. Jej siłę, odwagę, determinację. Wbrew pozorom jej historia to nie melodramat, w którym pan bije panią i tak przez czterysta stron, aż w końcu postanawia ją ukatrupić i koniec pieśni. Nic z tych rzeczy. Kasandra jest w pełni świadoma sytuacji, w której się znajduje. Wie, jak wpływowy jest jej mąż i doskonale rozumie, że nie może ot tak po prostu spakować walizki i zniknąć. Musi ułożyć plan doskonały. Czy jednak jej się to uda?

Książkę czytałam na trzy razy. Najpierw przez kilka godzin, na raty i z doskoku, brnęłam przez początek. Nie czułam jednak klimatu. Wieczorem ponownie zabrałam się do lektury z nadzieją, że coś się ruszy. I jakież było moje zdziwienie, kiedy nagle z godziny 21:30 zrobiła się północ, a ja zbierałam szczękę z podłogi, bo nie dość, że na jednym tchu przeczytałam ponad dwieście stron książki, to jeszcze rozwiązanie sprawy zaskoczyło mnie tak mocno, że nie mogłam się ogarnąć. Przede mną było jeszcze około 80 stron, jednak postanowiłam, że zostawię je sobie na rano. Sądziłam bowiem, że tam już zapewne nic ciekawego się nie wydarzy, mało tego, byłam przekonana, że to co przede mną rozczaruje mnie, zniszczy dotychczasowe wrażenie. Bo przecież skoro sprawa już się rozwiązała, to cóż tu jeszcze pisać? Mój Boże... Jak ja mocno nie doceniłam Remigiusza Mroza. W tym miejscu serdecznie Pana przepraszam. Gdyż to, co wydarzyło się pod sam koniec książki, przeszło moje najśmielsze oczekiwania. Czapki z głów za tak perfekcyjne stopniowanie napięcia!

Remigiusz Mróz poruszył w "Nieodnalezionej" niezwykle ważny wątek, jakim jest przemoc domowa. W posłowiu autor zawarł informację, że tygodniowo z tej przyczyny giną trzy kobiety! I nie zawsze chodzi o rodziny typowo patologiczne, co autor wyraźnie nakreślił w tej książce. Przecież Kasandra i jej mąż żyli jak w bajce - dostatnie życie, piękny dom, świetnie prosperujący biznes, wspaniały syn... czego chcieć więcej? Niejednokrotnie kobietom w takiej sytuacji dużo gorzej szukać pomocy. Dlatego powtórzę po raz kolejny, jestem wielką fanką Kasandry. Gryzę się mocno w palce, aby nie wstukać na klawiaturze już nic więcej, bo to byłoby już spoilerowanie, a tego przecież nie lubimy w recenzjach! 

"Nieodnaleziona" nie jest idealna. Tej książce można zarzucić mnóstwo złego, można w niej odnajdywać analogie do innych książek, wydarzeń czy bohaterów. Tylko po co?

Całe swoje wynurzenie na temat "Nieodnalezionej" chciałabym teraz podsumować jednym, krótkim zdaniem. Złej książki nie czyta się w kilka godzin. Zostawiam Was z tą refleksją, a ja siądę teraz z kubkiem herbaty i zastanowię się, co dalej. Co teraz mam czytać? Jeśli macie sprawdzone lekarstwo na książkowego kaca, chętnie je poznam! :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

273. "Zwyczajna kobieta" Anna Płowiec - recenzja przedpremierowa

Przepis na zwyczajne życie. Miłość, wierność, uczciwość, zaufanie, tolerancja czy przyjaźń to podstawowe składniki życia, zwłaszcza w związk...