34. "Testament" Remigiusz Mróz

Przeczytałam całą serię książek o Chyłce. Każdy z tomów pochłaniałam w tempie wystrzałów z karabinu maszynowego. Uwielbiam postać pewnej siebie pani mecenas, która zawsze stawia na swoim i wygrywa nawet z góry przegrane sprawy. Jednak po przeczytaniu "Oskarżenia" poczułam dziwny lęk przed kolejną częścią. Remigiusz Mróz podążał w tak destrukcyjnym kierunku, że bałam się, czy uda się uratować serię, którą tak bardzo polubiłam. Czy się udało? O tym przeczytacie w poniższej recenzji.

Mecenas Joanna Chyłka zmaga się z obroną bliskiej sobie osoby. Staje na głowie, by wyciągnąć ją z więzienia i przywrócić jej dobre imię oraz szansę na normalną przyszłość, bez zmagania się z cieniami przeszłości. Pewnego dnia w progu biura Joanny staje znany warszawski ginekolog z prośbą, by Chyłka reprezentowała go w sądzie. Kobieta z miejsca odrzuca propozycję, zbyt zaabsorbowana wspomnianą wcześniej sprawą. Kiedy jednak okazuje się, że ginekolog może pomóc w wyciągnięciu bliskiej Joannie osoby z więzienia, ta bez wahania zgadza się podjąć jego obrony.

Sprawa ma dotyczyć ogromnego spadku, który ginekolog otrzymał od jednej ze swoich pacjentek, którą w swoim gabinecie przyjął zaledwie raz. W posiadaniu mężczyzny znalazła się między innymi zapuszczona nieruchomość, która wiele lat wcześniej po reprywatyzacji stała się własnością kobiety. Kiedy lekarz udaje się na miejsce czeka na niego spora niespodzianka. W środku znajduje bowiem zwłoki w stanie całkowitego rozkładu. Co więcej, ginekologiem w błyskawicznym tempie zaczyna interesować się policja, która z miejsca zamierza aresztować go za rzekome morderstwo. Czy mecenas Joanna Chyłka poradzi sobie z rozwiązaniem sprawy, w której pojawi się mnóstwo sekretów dotyczących rodzinnej przeszłości spadkodawczyni?


Na wstępie zaznaczam, że będę starała się nie spoilerować, choć w przypadku recenzowania siódmego tomu serii książek zadanie to jest dość trudne. 

Dominującym odczuciem, które towarzyszyło mi podczas czytania "Testamentu", była ulga. Nieopisana wręcz ulga, że autor nieco przystopował z tragizmem dotyczącym losów głównych bohaterów. Wraz z ulgą wróciło także uczucie radości z lektury, ze spotkania starych znajomych i powrotu lekkiej atmosfery między nimi. Tęskniłam za taką właśnie Chyłką, która choć w ostatnich częściach dostała mocno po tyłku od Remigiusza Mroza, to wyszła z tego jeszcze silniejsza i zabawniejsza. I to właśnie główny powód, dla którego tak polubiłam serię książek o pani mecenas - jej niesamowite poczucie humoru, które absolutnie uwielbiam i które rozkłada mnie na łopatki.

Spodobała mi się także sprawą, z którą tym razem przyszło się zmierzyć Joannie Chyłce. Został w niej poruszony wątek reprywatyzacji, wskutek której w naszym kraju ucierpiało wiele osób. Bardzo lubię śledzić pracę pani mecenas w toczących się postępowaniach. Wyraźnie widać, że Remigiusz Mróz ma wykształcenie prawnicze i czuje się w tej kwestii jak ryba w wodzie. Wszelkie kodeksy, akty prawne czy ustawy nie są dla niego tajemnicą, co daje poczucie autentyczności. Jednak chyba tym razem nie to, ale klient Chyłki sprawił, że postępowanie wydaje się bardziej ludzkie. Mamy bowiem do czynienia ze zwykłym człowiekiem, nie biznesmenem, gangsterem, sędzią, islamistą czy byłym opozycjonistą. Podobnie pozytywne odczucia miałam podczas lektury "Zaginięcia", kiedy klientami byli rodzice zaginionej dziewczynki. Nie wiem czemu, ale taka przyziemna tematyka przemawia do mnie mocniej niż skomplikowane niuasne na szczytach władzy.

Na pochwałę w "Testamencie" zasługuje postać Zordona. Chłopak wyraźnie zmężniał i nabrał pewności siebie. Wreszcie zaczął działać samodzielnie. Widać, że szkoła, jaką dała mu Chyłka, nie poszła w las. Kordian stał się prawdziwym lwem prawniczym, potrafi węszyć i tropić, konstruować logiczne wnioski i działać. Nie zawaha się przed niczym, aby odkryć prawdę. Wreszcie stał się równym partnerem dla Joanny. Jestem pod ogromnym wrażeniem tego duetu. To, jak się ze sobą dogadują, fakt, że nadają na tych samych falach, rozumieją się praktycznie bez słów. Czytelnicy mojego bloga z pewnością już wiedzą, że nie lubię mdławych romansideł. Jednak sposób, w jaki Remigiusz Mróz prowadzi wątek tych dwojga ludzi dowodzi, że nie potrzeba ckliwych słówek i romantycznych uniesień, by wykreować obraz idealnego związku. Dla mnie taka opcja ma większą moc niż każde love story. Oby tak dalej!

Rozczarowało mnie zakończenie. Po pierwsze dlatego, że w sprawie ginekologa wszystko szło całkiem sympatycznie, aż nagle pod sam koniec Remigiusz Mróz postanowił spłatać figla i obrócić wszystko do góry nogami. Miałam nadzieję, że tym razem sprawa rozstrzygnie się inaczej, jednak autor postanowił zakończyć książkę w swoim stylu. Po drugie, i chyba dla mnie najgorsze. Serio, bardzo lubię Joannę Chyłkę, chyba najbardziej ze wszystkich bohaterów książek (zaraz po niej plasuje się komisarz Forst - moja miłość!). Jej postać jest mi szczególnie bliska, cenie ją jako kobietę o mocnym charakterze, twardo stąpającą po ziemi. Dlatego jestem na Pana wściekła, Panie Remigiuszu, że znowu Pan jej nie oszczędził. Mam tylko nadzieję, że w kolejnym tomie Pan się z tego wszystkiego szczegółowo wytłumaczy. Czekam na to, podobnie jak czekam na kolejny tom.

Choć nie spodziewałam się tego, jestem zdeterminowana, by poznać dalsze losy Chyłki i Zordona. Sądząc po posłowiu, autor zamierza kontynuować tę serię. Cieszy mnie to, jednak mam pewną prośbę. Panie Remigiuszu, proszę się nie spieszyć i przygotować taką powieść, żeby wszystkim nam opadły z wrażenia szczęki. I proszę pamiętać, więcej litości dla Joanny! :) 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

273. "Zwyczajna kobieta" Anna Płowiec - recenzja przedpremierowa

Przepis na zwyczajne życie. Miłość, wierność, uczciwość, zaufanie, tolerancja czy przyjaźń to podstawowe składniki życia, zwłaszcza w związk...