Z twórczością Jakuba Małeckiego jest zupełnie odwrotnie niż z winem - im nowsza, tym lepsza. Jego powieści są naszpikowane taką dawką emocji i mądrości, że ciężko po ich lekturze otrząsnąć się i powrócić do rzeczywistości. W codziennym pędzie nie zwracamy uwagi na wiele istotnych aspektów naszego życia. Małecki w typowy dla swojej twórczości sposób - subtelnie, między wierszami, niepostrzeżenie - daje czytelnikowi do zrozumienia, że każdy z nas jest panem własnego losu i tylko od nas i podejmowanych przez nas decyzji zależy to, jak będzie wyglądało nasze życie. Już we wstępie muszę napisać - ta książka jest genialna! Dlaczego tak uważam? Zapraszam Was do lektury poniższej recenzji.
Po raz pierwszy Olga zobaczyła go w tramwaju. Podróżował z mamą, ściskał w rękach plecak pełny nadmuchanych, kolorowych balonów. Przedziwna postać. Chłopiec - mężczyzna, ciężko było do końca określić, czy ostatecznie to mężczyzna czy dziecko. Od tego czasu Olga nie mogła pozbyć się uporczywych myśli o nim, które nieustannie powracały. Podświadomie nazywała go Dzikiem. Każdego dnia uważnie rozglądała się na ulicy i w tramwaju, jednak szanse na to, że powtórnie go zobaczy były znikome - w końcu Warszawa to ogromne, pełne ludzi miasto. A jednak udało się - niecałe pół roku później ich losy przecięły się ponownie na skrzyżowaniu ulic w chwili tragicznego zdarzenia. Ona niebywale samotna, on osobny i zamknięty we własnym świecie. Od tej chwili wszystko potoczyło się samoistnie. Spontaniczna decyzja i szybka reakcja. Dwa życia, które nigdy już nie będą takie, jak wcześniej.
"Nikt nie idzie" to powieść, po lekturze której nadal czuję ciarki na plecach. Jakub Małecki wykreował w niej rzeczywistość, twardą i brutalną. Mamy tutaj niepełnosprawnego chłopca -mężczyznę, który wydaje się nie istnieć na prawdę i pogruchotaną uczuciowo młodą, samotną kobietę. Stopniowo poznajemy historie ich życia, z pomocą rozsypanych wspomnień odkrywamy prawdziwy bieg wydarzeń. Tkwimy wśród niewypowiedzianych słów, niespełnionych relacji oraz gestów zawieszonych między dwojgiem bliskich i obcych sobie ludzi. Na przykładzie bohaterów powieści możemy uzmysłowić sobie, jakie uczucia wypełniają wielkie miasto i giną w nim bezpowrotnie.
Najdokładniej poznajemy historię Olgi. Ta niepozorna trzydziestodwuletnia kobieta przeżyła w swoim życiu już wiele. Uczuciem, które tkwi najgłębiej w jej sercu jest smutek i rozczarowanie. Olga podjęła mnóstwo mniej lub bardziej rozsądnych decyzji, które zaprowadziły ją do miejsca, w którym obecnie się znajduje. Samotna, zdołowana, bez nadziei na lepsze jutro przemierza dzień za dniem. Kiedy na jej drodze staje Dzik, wszystko nabiera zupełnie innego znaczenia.
Jakub Małecki swoją najnowszą powieścią daje czytelnikowi do zrozumienia, że często sami sprawiamy, że nasze życie staje się nie do zniesienia. Nie wykorzystujemy okazji, które podsuwa nam los. Udajemy, że swoim postępowaniem kierujemy się troską o drugiego człowieka, tak na prawdę wykazując się skrajnym egoizmem. Tłumimy w sobie słowa, których wypowiedzenie rozwiązałoby niejeden konflikt. Przechodzimy obojętnie wobec cierpienia innych ludzi. Nie robimy nic, by pokazać bliskiej osobie, jak bardzo nam na niej zależy. Palimy mosty i uciekamy jak tchórze zamiast stanąć z życiem twarzą w twarz. A wystarczy tak niewiele, by żyć lepiej.
Ciężko pisze się o książkach takich jak "Nikt nie idzie". Wydaje mi się, że każdy człowiek odbierze ją inaczej, zupełnie inaczej zinterpretuje poszczególne zdarzenia i kompletnie inaczej odniesie się do przedstawionej rzeczywistości.
Osobiście uwielbiam twórczość Jakuba Małeckiego. Ten facet pisze niesamowicie mądrze, porusza najgłębsze zakątki duszy i sprawia, że o jego książkach nie da się zapomnieć. Nie znajdziecie tutaj lekkich opowieści na poprawę nastroju. Choćby nie wiem jak bardzo się starać, nie da się nie mieć moralnego kaca po lekturze Małeckiego. Ale wiecie co? O to właśnie w życiu chodzi! Nie żyjemy przecież na surrealistycznej planecie, gdzie miłość kwitnie na drzewach, a radość można kupić na straganie. Żyjemy tutaj, teraz. W podłym, niedorzecznym świecie, który wyciska z nas wszystko co ludzkie. A żeby tej ludzkości do końca nie zatracić trzeba wziąć w rękę dobrą książkę, która przypomni nam, co jest ważne i wywoła wspomnianego moralnego kaca, który napędzi nas do zmian na lepsze.
Wyszło nieco filozoficznie, jednak morał jest prosty - czytajcie Małeckiego. Warto!
Za możliwość przeczytania książki przeogromnie dziękuję portalowi Czytam Pierwszy.
"Minął kolejny rok, choć zdawało się, że były to góra dwa miesiące. Dni wymykały się jeden spod drugiego: po poniedziałku następowała środa, po niej zaraz piątek, niedziel prawie nie było. Oboje czekali, aż wydarzy się wreszcie coś ważnego, bo chyba niemożliwe, żeby zawsze było tylko tak."
Po raz pierwszy Olga zobaczyła go w tramwaju. Podróżował z mamą, ściskał w rękach plecak pełny nadmuchanych, kolorowych balonów. Przedziwna postać. Chłopiec - mężczyzna, ciężko było do końca określić, czy ostatecznie to mężczyzna czy dziecko. Od tego czasu Olga nie mogła pozbyć się uporczywych myśli o nim, które nieustannie powracały. Podświadomie nazywała go Dzikiem. Każdego dnia uważnie rozglądała się na ulicy i w tramwaju, jednak szanse na to, że powtórnie go zobaczy były znikome - w końcu Warszawa to ogromne, pełne ludzi miasto. A jednak udało się - niecałe pół roku później ich losy przecięły się ponownie na skrzyżowaniu ulic w chwili tragicznego zdarzenia. Ona niebywale samotna, on osobny i zamknięty we własnym świecie. Od tej chwili wszystko potoczyło się samoistnie. Spontaniczna decyzja i szybka reakcja. Dwa życia, które nigdy już nie będą takie, jak wcześniej.
"Życie jest niesprawiedliwe, mawiali ci, którym się poszczęściło, zamykając tragedię wszystkich niepełnosprawnych w tych trzech zwyczajnych słowach, a potem wracali do swoich spraw."
"Nikt nie idzie" to powieść, po lekturze której nadal czuję ciarki na plecach. Jakub Małecki wykreował w niej rzeczywistość, twardą i brutalną. Mamy tutaj niepełnosprawnego chłopca -mężczyznę, który wydaje się nie istnieć na prawdę i pogruchotaną uczuciowo młodą, samotną kobietę. Stopniowo poznajemy historie ich życia, z pomocą rozsypanych wspomnień odkrywamy prawdziwy bieg wydarzeń. Tkwimy wśród niewypowiedzianych słów, niespełnionych relacji oraz gestów zawieszonych między dwojgiem bliskich i obcych sobie ludzi. Na przykładzie bohaterów powieści możemy uzmysłowić sobie, jakie uczucia wypełniają wielkie miasto i giną w nim bezpowrotnie.
Najdokładniej poznajemy historię Olgi. Ta niepozorna trzydziestodwuletnia kobieta przeżyła w swoim życiu już wiele. Uczuciem, które tkwi najgłębiej w jej sercu jest smutek i rozczarowanie. Olga podjęła mnóstwo mniej lub bardziej rozsądnych decyzji, które zaprowadziły ją do miejsca, w którym obecnie się znajduje. Samotna, zdołowana, bez nadziei na lepsze jutro przemierza dzień za dniem. Kiedy na jej drodze staje Dzik, wszystko nabiera zupełnie innego znaczenia.
Jakub Małecki swoją najnowszą powieścią daje czytelnikowi do zrozumienia, że często sami sprawiamy, że nasze życie staje się nie do zniesienia. Nie wykorzystujemy okazji, które podsuwa nam los. Udajemy, że swoim postępowaniem kierujemy się troską o drugiego człowieka, tak na prawdę wykazując się skrajnym egoizmem. Tłumimy w sobie słowa, których wypowiedzenie rozwiązałoby niejeden konflikt. Przechodzimy obojętnie wobec cierpienia innych ludzi. Nie robimy nic, by pokazać bliskiej osobie, jak bardzo nam na niej zależy. Palimy mosty i uciekamy jak tchórze zamiast stanąć z życiem twarzą w twarz. A wystarczy tak niewiele, by żyć lepiej.
Ciężko pisze się o książkach takich jak "Nikt nie idzie". Wydaje mi się, że każdy człowiek odbierze ją inaczej, zupełnie inaczej zinterpretuje poszczególne zdarzenia i kompletnie inaczej odniesie się do przedstawionej rzeczywistości.
Osobiście uwielbiam twórczość Jakuba Małeckiego. Ten facet pisze niesamowicie mądrze, porusza najgłębsze zakątki duszy i sprawia, że o jego książkach nie da się zapomnieć. Nie znajdziecie tutaj lekkich opowieści na poprawę nastroju. Choćby nie wiem jak bardzo się starać, nie da się nie mieć moralnego kaca po lekturze Małeckiego. Ale wiecie co? O to właśnie w życiu chodzi! Nie żyjemy przecież na surrealistycznej planecie, gdzie miłość kwitnie na drzewach, a radość można kupić na straganie. Żyjemy tutaj, teraz. W podłym, niedorzecznym świecie, który wyciska z nas wszystko co ludzkie. A żeby tej ludzkości do końca nie zatracić trzeba wziąć w rękę dobrą książkę, która przypomni nam, co jest ważne i wywoła wspomnianego moralnego kaca, który napędzi nas do zmian na lepsze.
Wyszło nieco filozoficznie, jednak morał jest prosty - czytajcie Małeckiego. Warto!
"Tą drogą
nikt nie idzie
tego dzisiejszego wieczoru."
Za możliwość przeczytania książki przeogromnie dziękuję portalowi Czytam Pierwszy.
Bardzo ładnie napisałaś o uczuciach towarzyszących ci podczas czytania. Na mojej półce tylko Dygot Małeckiego i to rzecz jasna, nieprzeczytany. Cóż mogę więc powiedzieć, wiem, że autor ma dużo fanów, widziałam na targach książki w Warszawie i na pewno kiedyś coś przeczytam. Podoba mi się ta skromna okładka.
OdpowiedzUsuń