141. "Gospoda pod Bocianem" Katarzyna Droga

Najczęściej recenzje przygotowuję zaraz po przeczytaniu książki, na świeżo. Z "Gospodą pod Bocianem" miałam jednak wielki problem - za nic nie mogłam się zebrać do jej napisania. Długo zastanawiałam się, jakimi słowami określić emocje towarzyszące mi po skończonej lekturze. W ten oto sposób dobrnęłam do drugiego dnia Nowego Roku i chcąc zrzucić z pleców zalegający balast opowiem Wam nieco o wspomnianej książce, która była dla mnie jak fajerwerki na nocnym niebie, które początkowo zachwycają, by po chwili zniknąć i dać o sobie zapomnieć.




"W dniu wesela Teodor do licznych obyczajów, które obowiązywały w Kalinowie, dołączył jeszcze jeden, własnego pomysłu. Po wyjściu z kościoła, zanim goście otoczyli pannę młodą, by składać życzenia, zatrzymał ją na chwilę i uroczyście wręczył jej klucze do Gospody pod Bocianem: pęk kluczy małych i dużych, zawieszonych na kółku. Otwierały drzwi do pokojów i zakamarków, malutkie do skrzyń i kłódek, duże do piwnic i spichlerza, a średnie, srebrne, zdobione, do kredensów w kuchni. Została w ten sposób rzeczywistą panią gospody, a ów niby niepozorny gest poruszył w niej talent urodzonego zarządcy, żyłkę, której istnienia nikt by się nie spodziewał."

Opowieść dotyczy rodziny Bogoszów, której korzenie nierozerwalnie wiążą się z zajazdem na rozstaju dróg, tuż obok starej wierzby z bocianim gniazdem. W 1918 roku młody Teodor Bogosz, po śmierci swojego ojca, zostaje właścicielem gospody. Przez pewien czas mężczyzna zastanawia się, czy zatrzymać odziedziczony majątek czy też sprzedać go i wyjechać w świat. Ukończenie szkoły handlowej pozwoliło mu jednak dokonać sprawnej i efektownej kalkulacji, dzięki której obliczył, że jego posiadłość znajduje się dokładnie na skrzyżowaniu najczęściej uczęszczanych dróg, nie pozostawało mu zatem nic więcej jak zabierać się do pracy nad odnowieniem gospody. Już po dwóch latach w murach wyremontowanej Gospody pod Bocianem rozbrzmiała weselna muzyka - oto młody właściciel pojął za żonę Teodorę, córkę najzamożniejszego człowieka w Kalinowie. Szybko okazało się, że panna młoda jest wręcz stworzona do zarządzania gospodą, dzięki czemu miejsce to stało się słynne nie tylko w okolicy i nie można było narzekać na brak gości. Od tej dwójki zaczyna się historia rodu Bogoszów. Teodor i Teodora dorobili się czterech synów i jednej córki, zaś Gospoda pod Bocianem stała się cichym świadkiem wojen, miłości, namiętności, tajemnic, zdrad, a nawet zbrodni. 

"Lubię starych ludzi. Noszą w sobie ogląd całości, coś na kształt pełnego obrazu lub prawie pełnego, niedomkniętego tylko jedną odpowiedzią, na ostatnie pytanie. Mają siłę, jakiej nie ma jeszcze młodość. Uśmiech dziecka, nieporadność w ruchu, drżące ręce wzruszały mnie nieraz o wiele bardziej niż opowieść o nowej miłości. To starym ludziom podróżującym w czasie wspomnieniami zawdzięczam wiedzę, im dziękuję za nagłe ożywienie, rumieniec na pomarszczonych policzkach, odmłodniałe nagle o sześćdziesiąt lat oczy"

To właśnie najmłodszy syn państwa Bogoszów - Konstanty opowiada całą historię swojego rodu. Powiedzieć, że to fascynująca opowieść to jak nic nie powiedzieć. Losy tej rodziny na przestrzeni około stu lat zmieniały się niezwykle dynamicznie, pojawiały się okresy wielkiej świetności ale także dramaty i kryzysy, z których ciężko było się podnieść. Teodor i jego małżonka to niezwykle silne osobowości - dziś takich osób już się nie spotyka. Twardzi, nieustępliwi, przyzwyczajeni do ciężkiej pracy i trudnych warunków życia. Zaś Konstanty pełni w książce rolę pomostu - perfekcyjnie łączy przeszłość z teraźniejszością, wskazując swoim odbiorcom kluczowe wartości życia.

"Gospoda pod Bocianem" to niezwykle wciągająca, emocjonująca i magiczna podróż do przeszłości. To opowieść o losach zwyczajnej rodziny, której przyszło się zmierzyć chyba z każdym rodzajem uczuć, od wielkiej radości, poprzez troski życia codziennego, aż po wielką żałobę i nieopisany ból po stracie najbliższych osób. Przez książkę przewija się cała plejada postaci, i choć bohaterów jest całe mnóstwo, nie ma obaw przed pogubieniem się. W razie czego na tylnej okładce czeka przejrzyście rozpisane drzewo genealogiczne. Zresztą opowieść jest na tyle pasjonująca, że bez większego wysiłku zapamiętuje się wszystkie osoby.

Pierwsze sto stron zaintrygowało mnie na tyle, że pochłonęłam je dosłownie na jednym tchu, nie odkładając książki. Pamiętam, że powiedziałam nawet do mojego męża, że trafiłam na niesamowitą powieść. Jednak im bardziej rozwijały się losy rodziny, a dokładnie - im bardziej opowieść zbliżała się do współczesności - tym bardziej mój zapał mijał. Odniosłam wrażenie, jakby autorka potrafiła genialnie opowiadać o dawnych czasach, a gorzej czuła się z kwestiami dotyczącymi spraw bieżących. A może to życie wtedy było ciekawsze, lepsze? Ludzie szanowali siebie, swój czas, ciężko pracowali i nie zawracali sobie głowy błahymi problemami. My tymczasem rozdmuchujemy dziś drobnostki do rozmiaru niebywałego dramatu. W każdym razie pierwsza część książki, dotycząca Teodora i Teodory, to dla mnie absolutne mistrzostwo! I zakończenie, totalnie rozczulające, pozostawiło w sercu ciepłe uczucia i wiarę, że warto wierzyć - do samego końca.

"Gospoda pod Bocianem" to idealna lektura dla osób lubiących sagi rodzinne. To właśnie taka jednotomowa saga, dzięki której mamy szansę zobaczyć świat dawno miniony, odkryć sekrety przeszłych pokoleń i przeniknąć uczucia i myśli tych, których nie mieliśmy szansy poznać osobiście. To także doskonała lekcja tego, że czasami warto wsłuchać się w opowieści starszych osób, gdyż tkwi w nich mądrość i wiedza, której może zabraknąć wraz z ich odejściem.

Za możliwość przeczytania książki dziękuję portalowi Czytam Pierwszy.

Image and video hosting by TinyPic

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

273. "Zwyczajna kobieta" Anna Płowiec - recenzja przedpremierowa

Przepis na zwyczajne życie. Miłość, wierność, uczciwość, zaufanie, tolerancja czy przyjaźń to podstawowe składniki życia, zwłaszcza w związk...